Do pełni sezonu ślubnego pozostało jeszcze trochę czasu, ale jeśli planujesz uroczystość w tym roku, powinnaś już teraz przemyśleć pewną kwestię. Chodzi o temat, który do niedawna w ogóle nie miał racji bytu, ale w ostatnich latach mówi się o nim coraz głośniej. Wiele par zastanawia się nad tym, czy zaprosić na uroczystość dzieci. I sporo z nich ostatecznie decyduje się na wprowadzenie takiego „zakazu”.
Moda ta przyszła do nas z Zachodu, gdzie wesela tylko dla dorosłych są czymś absolutnie normalnym. Pociechy w ogóle nie są brane pod uwagę, bo organizatorzy wychodzą z założenia, że i tak będą się nudzić, a może nawet odrobinę przeszkadzać. Zupełnie nie rozumie tego publicystka portalu YourTango, która twierdzi, że biorąc ślub „masz społeczny obowiązek zaprosić dzieci”.
Skąd taki wniosek i czy warto jej posłuchać? Poznajcie jej argumenty, które na pewno nie trafią do wszystkich.
fot. Thinkstock
„Kiedy wychodziłam za mąż, a decyzja o tym była spowodowana nagłą zmianą naszej sytuacji (nieplanowana ciąża), byliśmy zwolnieni z planowania wesela. Nie było czasu na zapraszanie setek gości i poszukiwanie odpowiedniego lokalu, więc postanowiliśmy zaprosić kilka najbliższych osób do naszego mieszkania. To dla nas idealne przyjęcie – małe i bardzo intymne.
Ale moja mama nie mogła się z tym pogodzić. Po latach uczestniczenia w ślubach i weselach dzieci jej znajomych, sama chciała czegoś takiego doświadczyć. Marzyła o zorganizowaniu wielkiej imprezy i zaprosić na nią wszystkich tych, którzy kiedyś zaprosili ją i w ten sposób spłacić dług. A także się pokazać.
Z mężem nie byliśmy czymś takim zainteresowani, ale ze względu na to, że jestem jedynaczką i bałam się, że mama dostanie wreszcie zawału, wyraziliśmy zgodę na organizację wesela w moim rodzinnym mieście. To była uroczystość mojej mamy, a nie nasza” - rozpoczyna swój wywód.
fot. Thinkstock
„Co z tego, że nie znaliśmy przynajmniej połowy naszych gości. Co z tego, że większość przyjaciół mamy nie mogło nawet tańczyć, bo wszyscy są po operacjach wymiany bioder. Mieliśmy obowiązek cieszyć się z tej uroczystości, chociaż miała z nami niewiele wspólnego.
Kilka miesięcy później zostaliśmy zaproszeni na ślub mojej kuzynki. Rodzina jest dla nas ważna, więc nawet nie braliśmy pod uwagę, żeby się tam nie pojawić. Było dla nas oczywiste, że wybierzemy się razem z naszym rocznym synkiem. Do czasu, kiedy dostaliśmy link do strony poświęconej temu wydarzeniu. Okazało się, że ma to być wesele młodych hipsterów marzących o wielkiej bibie. Wśród atrakcji: kasyno, przebieranki i pozowanie wynajętym paparazzi.
Wtedy zapytałam, w czym mógłby uczestniczyć mój synek i dowiedziałam się, że nie jest mile widziany ani na ślubie, ani na weselu” - dodaje rozżalona.
fot. Thinkstock
„Polecono mi, abym wynajęła hotel i opiekunkę, abyśmy mogli nacieszyć się wszystkimi przygotowanymi przez państwo młodych atrakcjami. Nie podobało mi się to, ale nie chciałam robić kolejnej rodzinnej afery, która mogłaby się zakończyć zerwaniem wszelkich stosunków. Mój mąż zgodził się zająć dzieckiem, żebym chociaż ja mogła tam pójść. Poczułam się oszukana, kiedy zobaczyłam na ceremonii inną mamę z maleństwem. Widocznie niepotrzebnie dopytywałam.
Stało się coś niedobrego, bo chociaż większość świąt obchodzi się w towarzystwie wszystkich członków rodziny, także dzieci, tak wesela nagle stały się rozrywką tylko dla dorosłych. Czy my, rodzice, naprawdę potrzebujemy specjalnych zezwoleń, żeby razem z potomstwem celebrować powstanie nowej rodziny?” - zastanawia się publicystka.
Widzicie w tym jakiś problem?