Od wielu lat istnieje zwyczaj, że osoby mniej więcej od 16-go roku życia zaprasza się na wesele z osobą towarzyszącą. Dla niektórych jest to kłopot, ponieważ nie mają drugiej połówki. Nie znają też osoby, z którą mogłyby się dobrze bawić. Pozostają im dwa wyjścia: iść bez osoby towarzyszącej albo zaryzykować i zaprosić kogokolwiek.
Co zorganizować na weselu zamiast oczepin? 7 inspiracji
W najgorszej sytuacji są samotne kobiety po 25. roku życia. Jeżeli nie mają partnerów ani fajnych znajomych płci męskiej, ich sytuacja przedstawia się nieciekawie. Zwłaszcza wtedy, gdy nie idą na wesele do rodziny i nie mogą liczyć na towarzystwo krewnych. Podobna historia stała się udziałem Kingi. 25-latka poszła sama na ślub bliskiej koleżanki. Opowiada, że to było jedno z najbardziej koszmarnych doświadczeń w jej życiu.
- Nigdy więcej nie pójdę sama na żadne wesele. Chocby nie wypadało nie iść. Jeżeli nie znajdę osoby towarzyszącej, odpuszczę sobie każdą taką imprezę. No może poza ślubem rodzonego brata. Wesele powinno być miłą zabawą, a nie torturą. Możecie mi wierzyć albo nie, ale żałuję, że poszłam. Gdybym wiedziała, jak się będę czuła, nawet bym się nie wahała odmówić. Miałam niepotrzebne skrupuły. Uważałam, że nie wypada tego zrobić bliskiej koleżance. Mam nauczkę i drugi raz nie popełnię tego samego błędu.
Fot. unsplash.com
Koleżanka, która brała ślub, bardzo zachęcała Kingę do udziału w uroczystości. Powiedziała, że nie powinna rezygnować, pomimo braku osoby towarzyszącej i tego, że nie będzie znała nikogo oprócz niej i dwóch innych kobiet.
Miałam wątpliwości, ale w końcu się zgodziłam. Bałam, że Monika się na mnie obrazi. Tak więc pojechałam na to wesele. Zabrałam się jednym samochodem z jedną z koleżanek i jej mężem.
Na początku nie było tak źle. Co prawda nie czułam się komfortowo, ponieważ posadzono mnie przy jednym stoliku z dwoma koleżankami i ich partnerami, a ja byłam niczym piąte koło u wozu, ale wodzirej zainicjował kilka zabaw w kółku. Nie siedziałam przy stole jak kołek. Potem wszystko się zmieniło.
Ludzie się bawili, a ja tkwiłam przy stoliku. Niektórzy patrzyli się na mnie litościwie. Moje koleżanki to zauważyły i kilka razy wysłały do mnie swoich mężów, aby poprosili mnie do tańca. To było dla mnie chyba jeszcze gorsze. Nie znoszę, kiedy inni się nade mną litują.
Po pewnym czasie, przed północą podeszła do mnie starsza pani – ciotka Moniki i zapytała, dlaczego przyszłam sama. Powiedziałam prawdę. Chwilę posiedziała ze mną, a potem odeszła od stolika. Czułam się doszczętnie skompromitowana. Jakaś staruszka litowała się nade mną. Zauważyłam, że po chwili opowiadała o mnie innym. Patrzyła się na mnie, a ludzie, którzy ją otaczali, kiwali głowami. Miałam ochotę stamtąd zniknąć.
Fot. unsplash.com
Udawałam, że jestem pochłonięta smsowaniem i jak głupia patrzyłam się w ekran telefonu. Z minuty na minutę czułam coraz większe zażenowanie. Chodziłam też często do toalety i spędzałam w kabinie tak wiele czasu, jak się dało. Kilka razy poprosili mnie do tańca nieznajomi mężczyźni. Zgodziłam się, ale po jakimś czasie zaczęłam odrzucać ich propozycje. Widziałam po minie partnerek, że były wściekłe. Niektóre ciągle trzymały swoich facetów za ręce i miałam wrażenie, że gdyby mogły, zaciągnęłyby ich ze sobą też do toalety. Byłam zdziwiona, bo żadną pięknością nie jestem. Zresztą nie wiedziałam już, co jest gorsze: litość czy wściekłość tych kobiet.
Tyle powinien kosztować pierścionek zaręczynowy i wesele. Większy wydatek grozi rozwodem
Kinga wspomina o jeszcze jednej niezręczności.
- Na weselu był jeden starszy mężczyzna. Miał około 40 lat i też był sam. Najwyraźniej obrał mnie za cel. Zatańczyłam z nim tylko raz. Po tym jak podeptał mi stopy i opluł mnie w rozmowie, przestałam mieć ochotę na jakikolwiek kontakt z nim. Zrozumiałam też, dlaczego jest sam i zastanawiałam się, czy ja jestem postrzegana w podobny sposób.
Fot. unsplash.com
Najgorsze było jednak to, że musiałam się przed mim chować. Odmawiałam mu na propozycje tańca, ale on był niezrażony. Wziął krzesło i przysiadł się do mojego stolika. Miałam ochotę uciec, ale nie mogłam tego zrobić ostentacyjnie. Czułam, że wiele osób się nam przygląda i komentuje sytuację. Nie chciałam dawać gościom dodatkowych powodów do gadania. Ten facet zamęczał mnie rozmową na temat wesela i własnej pracy. Po 10 minutach powiedziałam, że muszę iść do toalety. Ku mojej zgrozie obiecał, że poczeka na mnie.
Kinga przesiedziała w toalecie pół godziny, a potem udała się do stolika z drinkami. Przed podstarzałym adoratorem musiała się chować już do końca imprezy.
Gdybym przyjechała własnym samochodem, mogłabym się ulotnić zaraz po oczepinach, ale byłam zdana na koleżankę i jej męża. Na moje nieszczęście zostali do samego końca. Przeżyłam koszmar. Czułam się napiętnowana.
Nigdy więcej nie pójdę sama na żadne wesele. Nawet gdyby rodzina czy znajomi mieli się na mnie obrazić.