Młody wiek to określenie bardzo względne, bo na przykład popularna aktorka Aleksandra Hamkało miała 23 lata, gdy zawierała związek małżeński, a mimo to wiele osób uważa, że zbyt wcześnie podjęła tak ważne zobowiązanie. „Czasem spotykam się z pogardą dla swojej decyzji. Ktoś mi mówi, że nic nie wiem o życiu, ktoś inny daje nam trzy lata. To przykre, że ludzie tak mówią, bo to w żaden sposób nie świadczy o moim związku, tylko o tych ludziach – że zostali zranieni, a z tej rany sączy się ropa” – mówi w rozmowie z magazynem „Grazia”.
Gwiazda podkreśla, że w jej rodzinie długie i nierozerwalne związki to tradycja. „Moi dziadkowie ostatnio odebrali medal od pana prezydenta za 50 lat życia w małżeństwie. A ja czuję ogromny szacunek – mniej ze względu na medal, bardziej ze względu na te 50 lat” – tłumaczy Hamkało.
W jeszcze młodszym wieku mężatką została piosenkarka Julita Fabiszewska, bardziej znana pod artystycznym pseudonimem Jula. Już w klasie maturalnej tworzyła – w życiu i na scenie – związek z Marcinem „Fabiszu” Fabiszewskim, wokalistą i tancerzem z CTG Group Fresh. Niedługo później stanęli na ślubnym kobiercu, choć nie wiadomo dokładnie kiedy, ponieważ gwiazda nie chce o tym opowiadać publicznie. „To zainteresowanie mnie przerasta. Jestem zwyczajną dziewczyną, chętnie opowiem o muzyce, która mnie fascynuje” – ucina pytania na temat życia prywatnego.
Takie sytuacje nie są powszechne, ponieważ Polacy coraz później zawierają małżeństwa. O ile na początku lat 90. panna młoda miała przeciętnie 22 lata, a jej wybranek niespełna 25, to teraz kobieta idąca do ołtarza ma najczęściej 26-27 lat, natomiast pan młody jest tuż przed 30-tką. Średnią i tak zaniżają mieszkańcy wsi i miasteczek, ponieważ w dużych miastach należałoby doliczyć jeszcze dwa albo nawet trzy lata. Warto jednak zaznaczyć, że nie jesteśmy wyjątkiem w Europie i daleko nam jeszcze np. do Szwedów – statystyczna mieszkanka tego skandynawskiego kraju wychodzi za mąż w wieku 33 lat, natomiast Szwed żeni się mając blisko 36 lat.
„Młodzi ludzie najpierw zdobywają wykształcenie, a także kapitał, np. mieszkanie, pieniądze. Przed ślubem chcą także osiągnąć pozycję zawodową” – tłumaczy na łamach „Dziennika Łódzkiego” profesor Zbigniew Bokszański, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Fot. Thinkstock
Dlaczego zatem wciąż nie brakuje też bardzo młodych Polaków, którzy decydują się na małżeństwo? Daria miała 19 lat, gdy stanęła na ślubnym kobiercu. „To była kompletna pomyłka. Wydawało mi się, że łączy nas wielka miłość na całe życie, a wszystko okazało się tylko szczeniackim zauroczeniem. Oboje nie dorośliśmy do małżeństwa. W wieku 21 lat byłam już rozwódką z nieciekawą przeszłością” – opowiada. „Dziewczyny, dobrze zastanówcie się, zanim wyjdziecie za mąż tak młodo. Jeżeli się kochacie, to wasz związek i tak przetrwa, nie ma co spieszyć się z nakładaniem obrączek. Poczekajcie kilka lat, by przekonać się, czy naprawdę chcecie związać się z kimś na dobre i złe” – radzi.
Niezbyt dobre doświadczenia ma także Iza, która wyszła za mąż w wieku 20 lat. Niespełna rok później była już rozwódką. „Psychologia i statystyki po prostu nie kłamią. Takie małżeństwa w przeważającej większości się rozpadają, bo dwoje młodych ludzi tak naprawdę nie ma pojęcia co ich czeka po ślubie. A to nie tylko imprezowanie, randki i seks” – podkreśla.
Iza ma wiele argumentów przeciwko zbyt wczesnemu pobieraniu się. „Zero życiowej zaradności i mądrości, nieustabilizowana sytuacja finansowa i mieszkaniowa, trudność w pogodzeniu się z utratą wolności i swobody” – wylicza. „A gdy jeszcze do tego wszystkiego przychodzi dziecko, dla młodego małżeństwa często oznacza to koszmar. Oczywiście znam także pary, które związały się za młodu i nadal są szczęśliwe, ale to wyjątki potwierdzające tylko regułę” – dodaje Iza.
Z jej opinią zgadzają się naukowcy, ponieważ z wyliczeń socjologów z amerykańskiego uniwersytetu w Utah wynika, że sakramentalne „tak” najlepiej wypowiedzieć między 28. a 32. rokiem życia. Dlaczego zawarte w tym wieku związki są najtrwalsze? „To proste. W końcu najpierw trzeba kogoś dobrze poznać, zdobyć pracę no i oczywiście wyszaleć się. A dopiero potem, czyli mniej więcej około trzydziestki można zacząć myśleć o małżeństwie” – czytamy w „Newsweeku”.
Fot. Thinkstock
Zdaniem Izy małżeństwo w ogóle nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. „To tylko umowa, z której później trudno się wykaraskać. Teraz zdecydowanie bardziej cenię związki partnerskie” – twierdzi. Podobnie myśli coraz liczniejsze grono Polaków – według ogólnych statystyk w konkubinacie życie około 700 tys. naszych rodaków, choć prawdopodobnie dane są mocno zaniżone.
Trzeba jednak przyznać, że obowiązujące przepisy zdecydowanie faworyzują małżeństwo, a kłopoty konkubentów pojawiają się w najprostszych sytuacjach życiowych. Na przykład listonosz może im odmówić wydania listu poleconego adresowanego do partnerki, natomiast lekarz nie zdradzi informacji o stanie zdrowia konkubiny.
Dzieci zrodzone w wolnych związkach mają takie same prawa jak dzieci małżonków. Tyle tylko, że partner matki musi najpierw udać się do urzędu stanu cywilnego i uznać malucha za swojego potomka. Bez tego będzie traktowany przez prawo jak obca dla dziecka osoba.
Pomiędzy partnerami żyjącymi „na kocią łapę” nie powstaje współwłasność majątkowa. W czasie trwania związku nie ma to zwykle znaczenia, ale staje się dużym problemem, gdy uczucie wygasa i zapada decyzja o rozstaniu. Każdy z partnerów musi wówczas udowodnić, że to on kupił samochód albo telewizor. Prawnicy radzą, by na fakturach czy umowach kupna wpisywać nazwiska obojga partnerów.
RAF