Patrząc na Los Angeles, trudno nie pokusić się o stwierdzenie, że wszystkie sąsiadujące z nim miasta zlewają się w jedną, 20-milionową całość - Santa Monica, Long Beach, Beverly Hills czy Hollywod można określić jako dzielnice LA. Skąd taki stan rzeczy? Tutaj chce mieszkać każdy. To tak, jakby umieścić wszystkich Polaków w Warszawie.
O Los Angeles słyszał chyba każdy. To nie tylko targowisko próżności, z uwagi na gwiazdy, które chętnie zamieszkują miasto aniołów, to tutaj produkuje się najbardziej znaczące filmy w kinematografii światowej. Oprócz tego, w LA znajdują się najsłynniejsze na świecie uczelnie i laboratoria badawcze. Ktoś kiedyś ładnie powiedział: „Wielkie miasta mają wiele twarzy i wiele osobliwości” i miał sporo racji!
Poruszać się pieszo po Los Angeles nie sposób. Przestrzeni jest tyle, że Warszawa to małe piwo. A i po naszej stolicy nikt sobie nie wyobraża spacerować. Wynajęcie samochodu w LA kosztuje 25 USD dziennie.
Nie wiecie, od czego zacząć zwiedzanie po wylądowaniu na słonecznym południowym wybrzeżu? Podpowiadamy! Od wycieczki - podpatrzenia domów największych gwiazd. To nie lada atrakcja, na którą decydują się tysiące żądnych wrażeń turystów. Koszt to około 15 USD. W pakiecie znajdują się posiadłości w Beverly Hills i Hollywood, gdzie swoje domy mają m.in. Britney Spears, George Clooney, Victoria i David Beckhamowie, Madonna, Tom Cruise... lista jest długa, nie sposób wymieć wszystkich.
Skoro mowa o gwiazdach, to LA jest miejscem, gdzie na centymetr kwadratowy przypada ich najwięcej. Trudno się dziwić. Hollywood to mekka dla aktorów, piosenkarzy lub po prostu celebrytów, którzy są znani z tego, że są. Dlatego w sklepach spożywczych, restauracjach, na plaży lub po prostu na spacerze można spotkać tych, których do tej pory podziwiało się na szklanym ekranie.
Jeśli zaś jakimś cudem, spacerując, nie miniecie chociażby Sharon Stone, zawsze możecie obejrzeć pomniki gwiazd na Walk of Fame – promenadzie sławy. Stoi ich tam ponad 2,5 tys.!
Jeśli z kolei zapragniecie zobaczyć, jak wyglądają dłonie gwiazd, to koniecznie odwiedźcie Mann's Chinse Theatre – 6925 Hollywood Blvd. Oprócz odciśniętych dłoni, są także buty gwiazd (oczywiście również odciśnięte).
Będąc w LA, nie można pominąć jednego z najciekawszych punktów wycieczki – podejrzenia kulisów największych produkcji kinowych i telewizyjnych. Większość filmów jest produkowana w specjalnie zbudowanych na tę okoliczność studiach. To bardzo ekscytujące i zarazem kiczowate miejsce. Możecie pooglądać sobie domy „Gotowych na wszystko”, wejść na planetę E.T lub pobawić się z dinozaurem z „Parku Jurajskiego”. Bilet wstępu do Universal Studios to koszt rzędu 39 USD. Warto!
Przebywając w Los Angeles, raczej nie ponapawacie się szlachetnym i skromnym pięknem. Ameryka to nie Europa. My mamy inne poczucie piękna. W Stanach wszystkiego musi być dużo! Mrugające światełka, plastik, tandetne pamiątki, migoczące neony słynnych kin, restauracje, do których strach wejść, bo od frontu bije po oczach blask złota. Podobnie jest z ludźmi i samochodami. Patrząc na „anielskie” ulice, odnosi się wrażenie, że autochtoni obrabowali wszystkie banki, a w dodatku wykupili wszystkie najbrzydsze kolekcje ze sklepów odzieżowych.
Gdy już was znudzi cały ten blichtr, a na pewno tak będzie, polecamy bulwary i deptaki. Znajdziecie tam nieskrępowaną, ale równie zachwycającą atmosferę. A wieczorem, oczywiście, do klubu, których jest mnóstwo. Atrakcje wieczoru stanowią zazwyczaj występy Draq Queen, które również są żądne sukcesu i rozgłosu, dlatego tak ich dużo w LA.
Borys Rząsa