Tradycja psychoanalizy przyzwyczaiła nas, że dzieciństwo ma przeogromny wpływ na to, jak sobie radzimy w życiu. Teorie Freuda do tego stopnia przeniknęły do ogólnego obiegu, że wszyscy posługujemy się nimi, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. "Jestem nieśmiała, bo mój tata mnie nie chwalił"; "Mama nigdy ze mną nie rozmawiała i dlatego nie umiem nawiązać bliskiej relacji z kobietą" - ileż razy słyszymy tego typu wyjaśnienia?
Z drugiej strony, większość z nas zna osoby, których dzieciństwo było dalekie od ideału, a jednak w dorosłym życiu radzą sobie świetnie. A więc jak jest lepiej - przywiązywać wagę do każdego posunięcia w stosunku do własnych dzieci, czy też potraktować samych siebie z większą wyrozumiałością?
Oszczędzić za wszelką cenę
Tomek, bezrobotny od sześciu lat magister filozofii, mówi cicho, chodzi ze spuszczoną głową i bardzo szybko się denerwuje. W dzieciństwie tata bił go pasem za najdrobniejsze przewinienie. "Nie wiedziałem, kiedy mogę się spodziewać lania. Moje życie było zorganizowane wokół jednego: jak uniknąć bólu i upokorzenia" - opowiada.
Wobec swojego syna, Franka, Tomek zachowuje daleko posuniętą łagodność. Nie tylko nigdy w życiu nie podniósł na niego ręki, ale jest też przeciwny wszelkim karom. Gdy mamie zdarzy się krzyknąć na Franka, Tomek natychmiast staje w jego obronie. "To fakt, Franek jest rozbrykany. Nie zawsze sobie z nim radzę. Ale wiem jedno: nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek go skrzywdził tak, jak mój ojciec krzywdził mnie" - tłumaczy.
Silne, negatywne przeżycia spowodowane przez któreś z rodziców mogą wywrzeć bezpośredni wpływ na to, jak będzie wyglądać nasze dorosłe życie. Istnieją badania dowodzące, że ludzie, którzy doznali psychicznej lub fizycznej krzywdy ze strony matki czy ojca, po usamodzielnieniu się nie potrafią konstruktywnie rozwiązywać swoich problemów. Mając tego świadomość, chcemy za wszelką cenę oszczędzić negatywnych przeżyć i ich skutków naszym dzieciom. Zwłaszcza, jeśli sami znamy gorzki smak dziecięcego upokorzenia i bezradności w obliczu okrucieństwa najbliższych, dorosłych osób.
"Jedni twierdzą, że wszystko zostaje przesądzone we wczesnym dzieciństwie, że najważniejsza dla rozwoju dziecka jest jego relacja z matką" - mówi w rozmowie z Hanną Bartoszewicz, Ryszard Praszkier, psychoterapeuta. "Jeśli zbyt sztywno trzymamy się tego poglądu, możemy wielu matkom wyrządzić krzywdę. Tak było np. z autyzmem. Choć mechanizm tego zaburzenia nie jest do końca poznany, dziś wiemy już, że nie wynika ono z zaniedbań rodziców. A wiele matek miało poczucie winy, które wzmagało jeszcze ich cierpienie, co dodatkowo pogarszało stan dziecka".
"Mit kruchego dziecka"
"Pewnego dnia, gdy miałam pięć lat, chcąc kupić lizaka w osiedlowym sklepie, poprosiłam o pieniądze przechodnia" - opowiada Michalina. "Kiedy potem, dumna ze swojej zaradności, opowiedziałam to rodzicom, zrobili mi karczemną awanturę. Nazwali żebraczką i kazali szukać tamtego pana po całym osiedlu. A ja nie miałam pojęcia, że zrobiłam coś złego. Jestem przekonana, że przez tamto wydarzenie teraz kompletnie nie umiem zarabiać pieniędzy. Zawsze mi się wydaje, że mi się nie należą".
Rodzice tacy jak Michalina mają tendencję do projektowania swoich traum na własne dzieci. "Wychowując Jasia, ogromną wagę przywiązuję do nauczenia go, jak zarabiać, oszczędzać, czym są pieniądze i jak się nimi posługiwać" - tłumaczy Michalina. "Ostatnio, zwracając jakiś przedmiot w hipermarkecie, tak długo wyjaśniałam mu, co robię, że ludzie z kolejki za nami zaczęli ze zniecierpliwieniem pofukiwać. Ale mnie zjada strach, że jeśli nie zapoznam go w porę ze światem zarabiania i płacenia, spotka go to samo, co mnie".
Brytyjski socjolog, Frank Furedi, autor książki "Paranoid Parenting" polemizuje z tym sposobem rozumowania. Przekonanie o tym, że dziecko można złamać na zawsze każdym nierozważnym posunięciem, nazywa "mitem kruchego dziecka". Zdaniem Furediego, dzieci to istoty bardzo odporne psychicznie i w przykrych sytuacjach radzą sobie dużo lepiej, niż nam się wydaje. Tylko wtedy, gdy trudne dla nich warunki utrzymują się przez długi czas, można mówić o niebezpieczeństwie wystąpienia traumy. Idąc tropem rozumowania Furediego, historia Tomka może uprawomocniać jego nieradzenie sobie w życiu, natomiast historia Michaliny już niekoniecznie.
Ostrożnie z ostrożnością
Co jednak powiedziałby Frank Furedi na sposób postępowania Tomka wobec syna? Amerykański socjolog krytykuje współczesny brak zaufania rodziców w stosunku nie tylko do innych dorosłych, ale też do samych siebie. Rodzice przestali wierzyć w to, że skoro starają się postępować dobrze, dziecko pozostanie bezpieczne. Trauma - pod postacią byle omsknięcia wychowawczego - czai się na każdym kroku. Nawet jeśli rodzice świadomie chcą jej uniknąć, ona może się pojawić znienacka i zaatakować niewinne, słabe dziecko.
Rodzice uprawomocniają swoje przewrażliwienie własnymi negatywnymi przeżyciami, których chcą oszczędzić potomstwu. Tymczasem, jak twierdzi Paweł Tomanek, socjolog kultury z Uniwersytetu Jagiellońskiego, etapy naszej biografii nigdy nie zostają ostatecznie zamknięte. Często nowe doświadczenie zmienia nasz sposób postrzegania wydarzenia wcześniejszego. Być może Michalina, nie radząc sobie z pieniędzmi w dorosłym życiu, wyszperała w pamięci konkretne wydarzenie z dzieciństwa, aby obarczyć je winą. Teraz zrobi wszystko, żeby jej synek nie przeżył niczego podobnego, podczas gdy dla niego mogłoby to nie mieć znaczenia.
Warto więc ostrożnie podchodzić do własnej ostrożności. Możliwe, że w przypadku wielu naszych "toksycznych" zachowań względem dzieci, jedynymi osobami, które przeżywają w ich obliczu traumę, jesteśmy my.
(Kasia Michalczak, edziecko.pl)