Prowincja, dziura, zaścianek, wiocha. Są różne określenia na wieś. Chociaż już dawno minęły te czasy, kiedy wieś i miasto dzieliła przepaść, nie brakuje osób, które uważają się za lepsze czy bardziej cywilizowane niż osoby mieszkające na wsi. Bo nie wychowały się w towarzystwie kur i krów, ale dużych sklepów i galerii handlowych. Mogły chodzić do kina, kiedy tylko chciały i wybierać z wielu ofert dodatkowych zajęć, takich jak jazda konna, pływanie czy taniec.
Zjawisko poniżania osób z małych miejscowości nadal jest obecne w wielu polskich szkołach. Dzieciaki stroją sobie żarty z rówieśników pochodzących ze wsi, chociaż tak naprawdę niewiele widzą o ich życiu. Swoją wiedzę czerpią z Internetu oraz zasłyszanych opowieści. Chociaż to przykre, nie tylko dzieci posuwają się do drwin i szyderstw. Również pośród dorosłych ludzi można spotkać jednostki odnoszące się z lekceważeniem do osób wychowanych na wsi. Mimo że świadczy to o zakompleksieniu, braku empatii i zasad dobrego wychowania, jest bardzo przykre.
Jagoda, Dorota i Justyna doskonale wiedzą, jak to jest być poniżaną ze względu na swoje pochodzenie. Dziewczyny zgodziły się opowiedzieć o swoich doświadczeniach.
Zobacz także: LIST: „Mam 24 lata i jestem prawiczkiem. Jak jej o tym powiedzieć?”
Fot. Thinkstock
Jagoda ma 18 lat. Prawie każde wakacje spędza w Warszawie, odwiedza swoją ciotkę oraz dwie kuzynki. Ostatnio dowiedziała się, że swoim zaproszeniem robią jej ogromną przysługę – pokazują, jak wygląda cywilizowany świat.
- Wychowałam się w małej wsi, góra 300 mieszkańców. Moi rodzice uprawiają ziemię. Nie jesteśmy biedni, podobnie jak inni mieszkańcy. Wiele osób, które nie zna wsi, myśli, że to środowisko patologiczne – wódka leje się strumieniami, mężowie biją swoje żony, dzieci chodzą głodne i są zmuszane do pracy. Przynajmniej z takim określeniem spotkałam się przy okazji rozmowy z kuzynkami. Ostatnio przeszły jednak same siebie...
Jagoda przyznaje, że zawsze traktowały ją z wyższością.
Fot. Thinkstock
- W Warszawie często odwiedzałyśmy galerie. Kiedy wchodziłyśmy do sklepu, kuzynki mówiły coś w stylu: `To jest H&M, bardzo fajna sieciówka, w której ubiera się wiele dziewczyn` albo `Musimy zajść do Zary. Słyszłaś kiedyś o Zarze? Jeżeli chcesz być trendy, musisz się tu ubierać`. Na początku tłumaczyłam im, że znam te sklepy, ale i tak nie zwracały uwagi, więc przestałam. Często krytykowały też moją fryzurę – ich zdaniem wieśniacką i nietwarzową. Raz bez mojej wiedzy zapisały mnie na wizytę u fryzjera i zaciągnęły na nią nie uprzedziwszy wcześniej. To miała być niespodzianka. Gdy dotarłyśmy na miejsce, okazało się, że to ja mam być strzyżona. Byłam strasznie zaskoczona i protestowałam, ale w końcu zrobiła się tak niezręczna sytuacja, że się poddałam. Kuzynki śmiały się i powiedziały do fryzjerki, żeby coś zrobiła z moimi włosami, bo mieszkam na wsi i nie znam się na nowych trendach. Aż się we mnie zagotowało, ale postanowiłam zachować się dojrzale. Dziewczyny wyszły, śmiejąc się, a ja usiadłam na fotelu. Powiedziałam jednak, że życzę sobie jedynie podcięcie końcówek. Kobieta okazała się normalna i tak też mnie potraktowała. Chyba nie muszę wspominać, że nigdy już nie odwiedzę swoich kuzynek.
Zobacz także: LIST: „Uwierzyłam, że puszysta dziewczyna może założyć bikini. Polacy na plaży mnie UPOKORZYLI!”
Fot. Thinkstock
Z nieprzyjemnościami ze strony rówieśników musi zmagać się także Dorota. Dziewczyna w tamtym roku rozpoczęła naukę w liceum. Musi dojeżdżać do szkoły z małej wsi, co jest powodem licznych prowokacji.
- Czasami, gdy wchodzę do sali, słyszę `ko ko ko, ko ko ko`. Wszyscy obecni zaczynają się śmiać. Zaraz potem padają pytania. Najpopularniejsze są dwa: `Nakarmiłaś świnie?` i `Wydoiłaś krowy?` Na początku ignorowałam ich i nic sobie z tego nie robiłam, ale to wręcz denerwowało całe towarzystwo bardziej. Kiedyś zostawili mi szmacianą maskotkę krowę na ławce, przy której zazwyczaj siedzę. Pomysłodawcami przeważnie byli koledzy, ale dziewczyny nie okazały się lepsze. Niektóre z nich, kiedy przechodziłam, zatykały nos i mówiły `Fuj`. Oczywiście nie wszyscy się tak zachowywali. To była garstka osób, ale i tak czułam się okropnie. Wkrótce zaczęłam wdawać się z nimi w dyskusję i atakować. Trochę pomogło – przyznaje Dorota.
Fot. Thinkstock
Tuż przed końcem roku szkolnego miał jednak miejsce nieprzyjemny incydent.
- Brałam udział w przedstawieniu na koniec roku. Nie wiem, jak, kiedy i kto, ale doczepił mi na plecach karteczkę z rysunkiem świni. Niestety, dopiero po fakcie koleżanka powiedziała mi, co się dzieje. Poszłam do łazienki i zwyczajnie się popłakałam. Może dla tych ludzi to są zwyczajne wygłupy, ale z mojej strony podobne akcje wyglądają inaczej. Czuję się szykanowana. Skończyło się na tym, że moja mama rozmawiała z dyrektorką. Nie udało się dowiedzieć, kto to zrobił, ale mam nadzieję, że we wrześniu wszystko się skończy. Dyrektorka obiecała dopilnować sprawy.
Justyna również wychowała się na wsi. Obecnie studiuje na jednej z warszawskich uczelni. W stolicy poznała też chłopaka – warszawiaka. Okazało się, że jego znajome mają problem z akceptacją dziewczyny.
Fot. Thinkstock
- Nie myślałam, że dziewczyny z miasta są aż tak płytkie, ale najwyraźniej się pomyliłam. Marcin, mój chłopak, jest bardzo towarzyską osobą. Ma mnóstwo znajomych, zarówno dziewczyn, jak i chłopaków. Często spotykamy się razem. Z facetami nigdy nie miałam żadnego problemu. Dziewczyny na początku też były w porządku, ale gdy dowiedziały się, że jestem ze wsi, wszystko się zmieniło. Przy facetach są dla mnie przemiłe, ale kiedy odchodzą, zaczynają się ironicznie uśmiechać i robić różne uwagi. Pytają np. czy kupiłam bluzkę na bazarze, bo jakaś kompletnie niemodna jest i zaczynają się śmiać. Niektóre były ciekawe, czy potrafię doić krowy. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że tak.
Justyna przyznaje, że bywa różnie. Czasami są miłe, a czasami nie. Najgorsze jest jednak protekcjonalne traktowanie.
Fot. Thinkstock
- One czasami udają takie świetne kumpele, przyjacielskie i w ogóle, a tak naprawdę traktują mnie z góry. Mówią np. przy wszystkich, że zabiorą mnie na fajną wystawę sztuki współczesnej, bo na pewno nie znam tak wspaniałego artysty (tu wymieniają jakieś bardzo znane nazwisko). Dodają, że na wsi na pewno nie miałam podobnych możliwości. Czuję się wtedy niezręcznie. Nie wiem za bardzo, jak się zachować, bo udają takie dobre i kochane. Poza tym to kumpelki Marcina. Sytuacja z wystawą to tylko przykład, jakich wiele. Czasami mówią tak o jakimś filmie w kinie, innym razem koncercie czy rozrywce w plenerze. Traktują mnie, jakbym była zacofana, a wcale tak nie jest. Nie mam pojęcia, jak sobie z nimi radzić.
Macie jakieś rady dla tych dziewczyn?
Zobacz także: Co stanie się, kiedy postanowisz codziennie wstawać dwie godziny wcześniej?