Żyjemy w czasach nieustającego pośpiechu i pogoni, przede wszystkim za konsumpcyjnymi celami. Już od najmłodszych lat jesteśmy bowiem atakowani przekazem, który ma wywołać potrzebę gromadzenia dóbr. Dziecko poddane presji reklam i rówieśników marzy o kolejnych lalkach czy konsolach. Dorosły pragnie jak najczęściej wymieniać telefon, komputer czy samochód. Kupując mieszkanie, w tyle głowy ma już plan budowy domu. „Nasza kultura wmawia nam, że ciągle nie mamy wystarczająco dużo, żeby być szczęśliwymi. Stworzyliśmy świat obfitości, który sprawia, że ciągle chcemy więcej” – pisze John Naish w książce „Enough. Breaking Free From the World of Excess”.
„Jesteśmy zaprogramowani, żeby cały czas działać. Ja, kiedy mogę sobie na to pozwolić, po prostu leniuchuję” – opowiada Anna, bohaterka reportażu w „Focusie”, która zrezygnowała z etatu i została wolnym strzelcem. „Bywa tak, że pracuję po kilkanaście godzin dziennie. Bywa też, że nie mam pracy w ogóle, ale nie panikuję, tylko staram się z tego czasu korzystać. Wróciłam do robótek ręcznych, czytam, słucham muzyki, spędzam czas z rodziną. Sama decyduję, co i kiedy robię” – tłumaczy.
Anna żyje zgodnie z zasadami coraz popularniejszej na całym świecie idei slow life, którą najlepiej podsumował Carl Honore w bestsellerowej książce „Pochwała powolności”. Jego zdaniem powinniśmy dążyć do sprawowania kontroli nad rytmem swojej egzystencji i samodzielnie decydować o tym, jak szybko postępować w danej sytuacji. „Jeśli dziś chcę działać szybko, działam szybko; jeśli jutro zechcę być powolny, będę powolny. Celem naszej walki jest prawo do samodzielnego ustalania własnego tempa” – pisze szkocki autor.
Honore nie ukrywa, że taka zmiana wymaga sporo determinacji, ponieważ żyjemy w kulturze uzależnionej od prędkości, więc sami jesteśmy od niej uzależnieni. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo. Dlatego potrzebujemy nowego zdefiniowania sposobu postrzegania czasu, życiowych wartości czy też stylu życia. Warto jednak ponieść ten wysiłek, bo korzyści są niezaprzeczalne. Przede wszystkim możemy zacząć smakować życie i delektować się chwilami, których wcześniej nawet nie dostrzegaliśmy.
Fot. iStock
Jak sensownie zwolnić? „Przyglądać się sobie w różnych dziedzinach życia – przy stole, w sypialni, w pracy. Kwestionować swoje nawyki i zachowania: czy ma sens, żebym jechał 100 km na godzinę do domu? Czy naprawdę muszę popędzać rano dzieci do szkoły? Czy muszę jeść w pracy kanapkę przed monitorem, bo jestem tak zawalony robotą, że szkoda mi czasu, żeby zjeść lunch na ławce w parku? Ile oszczędzę na tym czasu – trzy minuty, pięć minut?” – tłumaczy Carl Honore w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”.
„Okaże się, że w większości przypadków spieszymy się z przyzwyczajenia, a nie dlatego, że musimy. Może też wyjść na jaw, że tak naprawdę mamy mnóstwo czasu, ale marnujemy go, np. siedząc przed telewizorem cztery godziny dziennie albo surfując po internecie w poszukiwaniu nie wiadomo czego. To są rzeczy, które można zmienić. I to za darmo” – dodaje pisarz.
Fot. iStock
Generalnie w stylu slow chodzi o to, żeby biec wtedy, kiedy sytuacja rzeczywiście tego wymaga, a nie ciągle. Warto jak najczęściej zwalniać i zadawalać się prostymi przyjemnościami, takimi jak spotkania z rodziną i przyjaciółmi, spacer po parku, słuchanie muzyki, lektura ulubionych książek, skromne, domowe posiłki, wieczorny kieliszek wina czy poranna kawa wypita bez pośpiechu.
Taka filozofia życiowa przejawia się w różnych dziedzinach, na przykład jedzeniu, o czym świadczy rosnąca popularność ruchu slow food. To określenie oznacza, że przygotowaniu posiłków oraz ich spożywaniu nie towarzyszy pośpiech. Powinniśmy czerpać zmysłową przyjemność z konsumpcji dań wysokiej jakości, ich smaku oraz zapachu. Należy także przestrzegać zasady czystości, czyli korzystać z tradycyjnych produktów powstałych w przyjaźni ze środowiskiem naturalnym, unikając jednocześnie genetycznie zmodyfikowanej żywności.
Fot. iStock
Innym przejawem „życiowego zwolnienia” jest trend slow fashion. Opiera się na dążeniu do zaprzestania pogoni za najnowszymi trendami oraz kupowania ubrań z najnowszych kolekcji, natomiast stawianiu na ponadczasowe ciuchy, które można łączyć ze sobą i miksować, tworząc różnorodne stylizacje. Należy też zwracać uwagę, by ubrania były dobrej jakości, mogły posłużyć przez długie lata i pasować do strojów wiszących już w naszej szafie. „O slow fashion powstaje coraz więcej blogów, które są przeciwieństwem tych najpopularniejszych. Ich autorki nie prezentują bowiem żadnych Chanelek, kreacji od projektantów czy drogich kosmetyków. Radzą za to, w jaki sposób tworzyć stylizacje z niewielkiej liczby ubrań, czyszcząc wcześniej swoje szafy z tych zbędnych” – doniósł niedawno „Super Express”.
Idea „slow life” może przyświecać także… aranżacji mieszkania, które będzie bardziej przyjazne i komfortowe, gdy zastosujemy kilka sprawdzonych zasad. Wybierając kolor ścian, zdecydujmy się na pastelowe odcienie, najlepiej zieleni lub błękitu, przynoszące ulgę przy wyczerpaniu psychicznym, a dodatkowo optycznie powiększające przestrzeń.
Fot. iStock
Nie zapominajmy o ekologicznych rozwiązaniach. Wybierajmy farby o niskiej zawartości lotnych związków organicznych i posiadające certyfikaty potwierdzające, że produkt jest bezpieczny dla zdrowia i przyjazny dla środowiska. Coraz popularniejszy jest upcykling, czyli ponowne wykorzystywanie niektórych materiałów i przedmiotów. W wielu domach stoją łóżka z europalet czy doniczki ze szklanych lub plastikowych butelek.
Ważną rolę odgrywają dodatki. Pomieszczenia w stylu slow można wypełnić rękodziełem wyszperanym na lokalnych jarmarkach czy zakupionym u polskich projektantów na targach designu. Sprawdzą się zwłaszcza dodatki z naturalnych materiałów: drewna, kamienia, ceramiki, bawełny czy lnu.
RAF