Odpowiedź jest bardzo prosta - kłamstwa w e-mailu łatwiej się dopuścić i jeszcze łatwiej usprawiedliwić. Do takich wniosków doszedł profesor Liuba Belkin z uniwersytetu Lehigh w Pensylwanii. Przeprowadził badania wśród 48 studentów. Eksperyment był prosty - każdy otrzymał do rozdysponowania 98 dolarów, które należało podzielić między swoją grupą a drugą, fikcyjną. Podczas zadania obowiązywały dwa dodatkowe warunki - studenci dowiedzieli się, że osoby z drugiej grupy są przekonane, iż dostaną kwotę między 5 a 100 dolarów i muszą się zgodzić na oferowaną sumę.
Biorący w eksperymencie musieli poinformować w e-mailach bądź listownie o kwocie, jaką posiadają i jaką przekazują. Studenci, którzy przekazywali informację drogą elektroniczną, kłamali w 92% przypadków, średnio dawali 29 dolarów z 56, które „mają". Natomiast w listach kłamało tylko 64% uczestników, dawali 34 z 67 dolarów.
Bierze się to z tradycyjnego przywiązania do słowa pisanego jako bardziej prawomocnego. W większym stopniu obawiamy się konsekwencji skłamania w liście niż w e-mailu. Komunikując się za pomocą maili, często nie znamy osoby, do której wysyłamy wiadomość. Pozwala nam to na fantazjowanie i koloryzowanie.