Roberta poznałam w pracy. Na początku nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Widziałam, że ma obrączkę, więc nawet nie szukałam z nim kontaktu. Ale w końcu zaczęliśmy rozmawiać, jeździć razem do pracy, z pracy... I tak codziennie. Nawet nie wiem, kiedy zakochaliśmy się w sobie. Nasz związek/romans trwał ponad rok.
Nie wiązałam z nim przyszłości, bo przecież ma żonę, myślałam, że pobawimy się sobą i każde z nas pójdzie w swoją stronę. Jednak tak się nie stało. Uzależniliśmy się od siebie. Po kilku miesiącach bycia tą drugą, kazałam mu wybierać - ja albo ona. Powiedział, że ją zostawi, bo nic do niej nie czuje, bo to ja jestem miłością jego życia. Najpierw miał to zrobić w grudniu, później w styczniu, marcu, ale zawsze coś stało mu na drodze, aż w końcu okazało się, że jego żona spodziewa się dziecka. Z nim! W tym czasie, w którym tak obiecywał, że ją zostawi, że jestem jego całym światem, ona zaszła w ciążę. Myślałam, że umrę z rozpaczy.
Twierdził, że nie chce tego dziecka. Że i tak ją zostawi. Uwierzyłam mu i zapewniłam, że zaakceptuję jego dziecko. Uzgodniliśmy, że zostawi ją 2 miesiące przed porodem. Jego żona urodziła kilka dni temu i dalej z nią jest. A ja nadal czekam, aż on ją zostawi, bo przecież tak bardzo mnie kocha. Jednak z każdym dniem tracę nadzieję, że kiedykolwiek do mnie wróci. Przez niego moje życie to istna męka.
fot. Unsplash
Zasypiam i budzę się ze łzami w oczach. Czekam na jakąś wiadomość od niego. Ciągle liczę na to, że stanie w moich drzwiach i powie „Wróciłem”. Jednak wiem, że tak się nigdy nie stanie… Nie potrafię już normalnie funkcjonować.
Kiedyś uśmiech nie schodził mi z twarzy, a teraz słyszę „Nie pamiętam już kiedy śmiałaś się tak naprawdę”. Robert zniszczył mi życie. Nie potrafię spotykać się z innymi, bo porównuję wszystkich do niego i wracam do domu ze łzami w oczach. Wszystko robię z myślą o nim. Podporządkowałam mu swoje życie. A on? Nawet nie wiem, co u niego słychać. Nie mamy ze sobą kontaktu. Podejrzewam, że jest szczęśliwy. Z nią...
Wiem, że Robert jest tym jedynym. Jest miłością mojego życia…
Joanna