Dwa dni temu napisała do mnie znajoma z prośbą o wsparcie finansowe na leczenie jej synka. Ponieważ mam ciężko chorą siostrę, doskonale wiem ile trzeba pieniędzy w leczenie itd. Gdy weszłam na profil poświęcony wydarzeniu - zbierania funduszu na leczenie, spodziewałam się ogromnej kwoty, nawet i 500 tysięcy, patrzę a tam 110 tysięcy. Krew mnie zalała, a wiecie dlaczego?
Koleżanka ma nowo wybudowany dom, mieszkanie (które wynajmuje), 1 auto kupione 3 lata temu i 1 nowiutkie z salonu, jeszcze miesiąc temu chwaliła się mi że wydała na niego z mężem 170 tysięcy, że za gotówkę itd. Mają trójkę dzieci i każde w swoim pokoju ma telewizor, własną konsolę do gier, każde musi mieć markowe ubranka, ona ma siłownię dobudowaną specjalnie na jej życzenie, 2 razy w roku wycieczki zagraniczne. A tutaj pisze wraz z mężem że ich nie stać na leczenie syna…
fot. Thinkstock
Jej rodzice mają własną firmę i taka bieda? Krew mnie zalała, bo oni te pieniądze mogą mieć na drugi dzień. A zbiórka ma trwać 2 miesiące. Dziwi mnie to, że nawet nasi znajomi, którzy wiedzą ile mają kasy wpłacają jej te pieniądze. Ok, ich kasa ale bez przesady, dla mnie to OSZUŚCI!!! Po co wydawać własne pieniądze na leczenie własnego dziecka skoro inni się zrzucą? Ja rozumiem, jakby nie mieli grosza, ale oni?
Na leczenie mojej siostry rodzice sami pracowali, im też włos się jeży na głowie że można prosić o pieniądze mając takie zaplecze finansowe. Najbardziej dziwi mnie podstawa bliskich znajomych, bo obcy nie wiedzą. Co ja mam z tym zrobić, poinformować kogoś - ale co to da? Nie wiem jaką trzeba być osobą żeby prosić o pieniądze, które się ma! Przecież ich na to stać.
Apeluję, patrzcie komu wręczacie pieniądze.
Anonim