Poproszę o Waszą radę, bo przestaję sobie radzić z własną dziewczyną. Ogólnie jest między nami super i na nic nie mógłbym narzekać. Jedynym tematem, który wprowadza jakiś mój niepokój, to pieniądze. Ja od kilku lat pracuję i zarabiam całkiem nieźle. Na życie i podstawowe przyjemności wystarcza. Moja ukochana jeszcze studiuje i na ostatnim roku zrezygnowała z pracy, żeby skupić się na obronie. Nie mam nic przeciwko. Tylko wiadomo jak to teraz wygląda - ona nie ma nic, a ja nie potrafię jej odmawiać.
Nie mówię, że czuję się przez nią wykorzystywany, ale czasami mam wątpliwości, czy tak to powinno wyglądać. Ona już zupełnie straciła umiar. Ciągle stawia mnie w niezręcznej sytuacji, kiedy aż chciałbym powiedzieć „nie stać mnie, daj sobie spokój”. Nie umiem się przeciwstawić. Regularnie wyciąga mnie na zakupy, chociaż sama ma pusty portfel.
fot. Unsplash
Dostaje jakieś stypendium naukowe, ale to są grosze. Rodzice też jej coś dorzucają. Jej budżet jest bardzo skromny, ale przecież ja niczego od niej nie oczekuję. To ja stawiam kolacje, kino, wyjazdy i kupuję jej prezenty. Mnie wystarcza, że jest ze mną, bo chyba na tym polega miłość. Ale czy jej się coś nie pomyliło? Czasami przechodzi mi przez myśl, że może jestem jej chłopakiem, ale najpierw patrzy na mnie jak na bankomat, a dopiero potem jak na mężczyznę.
Aż robi mi się słabo, jak słyszę to jej narzekanie, że czegoś nie ma, a musi mieć. Jaka to ona biedna i w ogóle. No i „chodźmy na shopping”. W sensie - ja mam iść za nią i ewentualnie płacić, jak coś sobie wybierze. To było fajne przez jakiś czas, bo jak to facet - czułem się taki fajny, niezależny i zaradny. Powoli przestaje mnie to bawić i nie wiem jak jej o tym powiedzieć.
fot. Unsplash
Nie uważam jej za swoją utrzymankę. Nie jestem jej sponsorem. Po prostu miewa zachcianki, potrafi o nich mówić, a ja nie umiem odmawiać kobiecie, którą kocham. Kończy się to tym, że kupuję wszystko, na co ma ochotę. Nie jest też tak, że ona to na mnie wymusza i mówi: kup mi. Zawsze jakoś tak to ubiera w słowa, że coś jej się podoba, ale to za drogie, może w przyszłym miesiącu będzie mogła sobie na to pozwolić i tak dalej. Mnie się robi przykro i żeby ją pocieszyć - wyciągam kasę.
Jak mam przestać? Nawet nie chodzi o to, że wysysa ze mnie wszystkie oszczędności i nie mam na swoje wydatki. Po prostu boję się, że niedługo już tylko to będzie nas łączyć. Chciałbym jej jakoś delikatnie dać do zrozumienia, że trzeba to zmienić. Tylko jak?
Arek