Mam 27 lat. Skończyłam studia, pracuję. Jestem aktualnie sama. I cały czas mieszkam z rodzicami. Nigdy się nie wyprowadziłam nawet na chwilę. Powiem szczerze, że mam już tego dosyć. Niczego nie pragnę tak bardzo, jak zacząć żyć po swojemu. Mieć pełną swobodę, decydować o wszystkim i nie musieć się tłumaczyć. Czuję się jak ofiara losu. Kiedy spotykam dawnych znajomych i pytają co u mnie, to aż mnie zatyka. Oni wszyscy są już samodzielni.
Coraz mniej wierzę w to, że kiedyś mi się uda. To nie jest moja pierwsza praca, a wcale nie zarabiam coraz więcej. Stawki są mniej więcej takie same od lat. Zdecydowanie za mało dostaję, żeby móc coś wynająć. Mieszkania po żadnych dziadkach niestety nie odziedziczyłam. Codziennie przed snem wyobrażam sobie, jakby to było, gdybym obudziła się sama we własnym gniazdku…
Zobacz również: Czy jesteś typową kobietą? Dokładnie tym wieku większość z nas traci cnotę, wychodzi za mąż, rodzi dziecko...
fot. Unsplash
Naprawdę nie wiem, jak osoby w moim wieku to robią. Rozumiem jeszcze, jak jest para, to z dwóch pensji można przeżyć. Ale znam też kilku singli mieszkających samotnie. Ich stać na wynajem, rachunki, przyjemności. Są tak bardzo wolni, że aż im zazdroszczę. Mogą robić wszystko tak, jak chcą. Ja cały czas, od 27 lat, muszę liczyć się z rodzicami. Jak zdarzy mi się gdzieś wyjść i wrócić po 22:00, to mają pretensje. To chyba nie jest normalna sytuacja dla kogoś w moim wieku.
Chciałabym kiedyś móc powiedzieć „zapraszam do siebie”, „wpadnij do mojego mieszkania” albo móc kogoś przenocować. Zamiast tego jest „chodź do mojego pokoju”. Jak to żenująco brzmi, kiedy jest się tuż przed trzydziestką. Sama załamuję nad sobą ręce, bo nie wiem co dalej. Mam ogromne ciśnienie na tym punkcie. Wyprowadzić się jak najszybciej, choćby jutro.
Zobacz również: 30 rzeczy, które powinnaś zrobić przed trzydziestką. Sprawdź, czy nie przespałaś życia
fot. Unsplash
Wiem, że wiele osób ma taki problem, ale mnie to już rozwala od środka. Mam straszny kompleks z tego powodu. Taka stara, a taka niesamodzielna. Żyję jak małe dziecko. Nic się przez lata nie zmieniło. Są większe dramaty, rozumiem, ale mnie to dobija jak nic innego.
Czy to dziwne, że moim największym marzeniem teraz nie jest chłopak, ślub, dziecko, ani nic takiego, ale po prostu własny kąt bez rodziców?
Kocham ich bardzo i wszystko im zawdzięczam, ale dosyć tego. Im też się należy chwila spokoju. Za bardzo mnie niańczą. Ktoś powie, że jestem bezczelna, bo mama podaje mi obiadki i sprząta dom, a ja tego nie doceniam. To nie tak. Po prostu chcę zacząć ogarniać swoje życie od A do Z. Sama.
Marta
Zobacz również: ZWIĄZEK: Kiedy pierwszy raz się całujemy, przedstawiamy partnera rodzicom, bierzemy ślub?