Mam na imię Kaja i mam 21 lat. Od trzech lat jestem mężatką i mamą 3-letniej Izy. Mojego męża poznałam jak miałam 13 lat i mimo że między nami jest spora różnica wieku, to pokochaliśmy się i założyliśmy rodzinę. Na początku znajomości było nam super. On był kochany, czuły, troskliwy i w ogóle czułam się przy nim jak księżniczka. Bardzo mi pomagał podczas gdy miałam depresję i nerwicę. Dzięki niemu w ogóle żyję. Gdy miałam 17 lat zaręczyliśmy się zaplanowaliśmy ślub i wesele. Mimo problemów, czuliśmy że razem wszystko przetrwamy.
Przed moją osiemnastką zapadła kolejna ważna decyzja – chcemy zostać rodzicami. Byłam w ciąży kiedy braliśmy dużo wcześniej zaplanowany ślub i w grudniu na świat przyszła Iza. Byliśmy przeszczęśliwi, ale od jej narodzin miedzy nami zaczęło się psuć. Zgasło to uczucie, ten żar... On wszystkie uczucia przelał na nią, a ja zostałam praczką, sprzątaczką, kucharką i niańką. Potem zaczęliśmy mieć problemy finansowe.
Myśleliśmy, że jak ja pójdę do pracy, to między nami relacje się poprawią. W tym roku w wakacje poszłam do pracy, Iza od września do przedszkola, ale niestety to uczucie cały czas stygnie. Naprawdę on jest wspaniałym facetem i ojcem: nie znęca się nad nami, pracuje, nie widzi świata poza małą, ale niestety już o mnie nie zabiega. Gdy tylko wróci z pracy, to albo śpi, albo gra na komputerze, albo bawi się z Izą. Nie ma niestety czasu dla mnie.
Kiedy mówię mu wprost, że chcę gdzieś wyjść do kina, do klubu, czy gdziekolwiek, to mnie zbywa stwierdzeniem że nie mamy czasu na takie rzeczy. Na seks także nie mamy czasu. Naprawdę bardzo go kocham, ale nie wiem jak długo dam radę żyć w związku, w którym jestem ignorowana i muszę się domagać każdej czułości. Pomóżcie mi, jak mam go zmobilizować do zmiany swojego zachowania w stosunku do mnie? Czy warto żyć z kimś, przy kim nie jestem już szczęśliwa?
Kaja