Ostatnio Magdalena Ogórek (była kandydatka na prezydenta z ramienia SLD, a dziś gwiazda prawicowych mediów) stwierdziła, że rodzice chorych dzieci są szczęśliwsi, niż ci, których pociechy są zdrowe. Oni potrafią cieszyć się z byle czego, doceniają każdy dzień i jeszcze mocniej kochają. Sama urodziła dziecko zdrowe, ale to nie przeszkadza jej w wypowiadaniu takich opinii.
Postanowiłam zabrać głos, bo akurat w tej kwestii mam coś do powiedzenia. Posłuchałam tzw. obrońców życia i urodziłam syna z zespołem Downa. Powinna rozpierać mnie radość, a tak naprawdę czuję się strasznie. Kocham moje dziecko i nie żałuję mojej decyzji. Śmieszy mnie jednak wmawianie takim rodzicom, że tak naprawdę spotkało ich wielkie szczęście.
Ja tak nie uważam. Moje życie jest smutne, przewidywalne, codziennie muszę o wszystko walczyć, pozbyłam się swojej kobiecości. Tylko momentami się uśmiecham. Oczywiście dzięki synkowi.
fot. Unsplash
Nie oczekuję fajerwerków i na co dzień nie narzekam. Ale wkurza mnie takie teoretyczne gadanie ze strony osób, które nic nie wiedzą o danym problemie. To trzeba przeżyć, żeby wiedzieć. Nie czuję się szczęśliwsza od moich koleżanek, których dzieci są okazami zdrowia. Często im zazdroszczę i zadaję sobie pytanie: dlaczego mnie to spotkało? Nie znam odpowiedzi i pewnie nigdy nie poznam.
Państwo troszczy się tylko o to, żeby kobiety rodziły. Później ma je gdzieś. Trzeba walczyć nawet o zasiłek pielęgnacyjny. Wychowanie chorego dziecka z jednej strony wymaga rezygnacji z pracy, a z drugiej - jeszcze większych wydatków. To budzi frustrację i przerażenie. Ja naprawdę nie wiem, czy dam sobie radę kolejnego dnia.
Tylko nie zrozumcie mnie źle - nie oskarżam losu, a tym bardziej mojego syna, że jest mi źle. Chcę tylko dać niektórym do zrozumienia, że dziecko z Downem to ogromne wyzwanie. Uśmiechnięty maluch z materiałów propagandowych to nie jest rzeczywistość.
fot. Unsplash
Nie uważam siebie za bohaterkę, a mój syn nie jest dla mnie ciężarem. Zupełnie nie o to chodzi. Zależy mi jednak na tym, by osoby decydujące się na taki krok miały pełną świadomość, jak wygląda to w praktyce. A jest ciężko. Często się śmieję, ale równie często płaczę. I zdaję sobie sprawę, że wcale nie będzie łatwiej. Maluch, nawet chory, wydaje się słodki. Kiedy dorośnie, wtedy mogę nie dać rady.
Tyle chciałam Wam przekazać. Nie potępiam kobiet, które zdecydowały inaczej. Nie wychwalam pod niebiosa tych, które walczą razem ze mną. Niech każdy żyje swoim życiem. Ale bez przesadnego koloryzowania rzeczywistości, o której nie ma się zielonego pojęcia.
Choroba mojego syna po prostu jest. A już na pewno nie uznaję jej za powód do euforii.
Marlena