Młoda, głupia, nieznająca smaku życia. To są słowa, którymi mogę siebie śmiało opisać. Mam 17 lat, a już dostałam od życia po tyłku.
Moja historia nie jest kolorowa. Ojciec alkoholik, dla którego wódka zawsze była ważniejsza niż dzieci i żona. Nie zawsze było fajnie, ale jakoś razem z mamą i dwójką starszego rodzeństwa dawaliśmy sobie radę. Brat z siostrą założyli swoje rodziny, a ja z mamą zostałyśmy z problemem, którym był mój ojciec. Nocne awantury i wyzwiska to żadna nowość, na następny dzień przepraszał i wszystko wracało do normy. Do momentu, gdy uderzył mamę. Miarka się przebrała i tak wylądowałyśmy tutaj, w Anglii.
Trafiłam do szkoły, gdzie nie znałam nikogo. Sama jak palec, niepotrzebna. Tutaj tylko z pozoru jest dobrze, bynajmniej nie dla dzieciaków takich jak ja. Nie miejcie mnie za jakiegoś skończonego tumana, za to co zaraz powiem. Piątkowa uczennica, która walczy o przetrwanie w brytyjskim systemie. Pierwszy rok był nie najgorszy, niestety w tym jest inaczej. Nie zdałam testów do następnej klasy. Moja przyszłość legła w gruzach.
Z tej sytuacji po prostu nie ma dobrego wyjścia. Nie chcę tu zostać, ponieważ się męczę. Byłam prześladowana z powodu pochodzenia. Nie przejmowałam się i ciężko harowałam w szkole, by wrócić do ojczyzny. A teraz co ja zrobię? Nie skończę szkoły i pójdę do fabryki?
Pod koniec roku szkolonego mniej więcej wiedziałam, jakie będą wyniki i szanse na nową szkołę. Spodziewałam się najgorszego, wiec zaczęłam starać się o miejsce w liceum w Polsce. Zostałam przyjęta do jednego z prestiżowych szkół, lecz moja mama woli mnie mieć przy sobie. Nie widzi tego, że ja już nie mam siły walczyć z nią o swoją przyszłość i uległam jej. Tutaj jedyne co mogą mi zaoferować to kierunki plastyczne jak fotografia, reklama, itp. Niestety ja nie widzę tam dla siebie przyszłości.
Powrotu też zbytnio nie mam, bo gdzie? Do wiecznie pijanego ojca? Na rodzinę nie mogę liczyć. Siostra bardzo nam pomogła ściągając nas tutaj, a brata nie mam sumienia tak wykorzystywać. Poza tym on nie ma warunków, żebym mogła z nimi zamieszkać.
Myślałam by zrobić pierwszą klasę liceum korespondencyjnie, pracować przez ten rok, wrócić i mieszkać „na swoim”. To wydaje się najlepsze wyjście.
W Polsce zostawiłam wszystko, wspaniałych przyjaciół, rodzinę, a przede wszystkim perspektywę na przyszłość. Wszyscy „dorośli” uważają, ze chcę wrócić tylko ze względu na znajomych. Prawda jest jednak taka, że jestem załamana, tym jak ma wyglądać moja przyszłość tutaj. Nie wiem co ja mam dalej robić. Proszę Was o jakąś rade, słowa otuchy . Może, któraś z Was była w podobnej sytuacji...
Pozdrawiam, A.