Niech moja historia będzie przestrogą dla niektórych. Okazało się, że jestem typową Polką i w myśl zasady „zastaw się, a postaw się” zorganizowałam wesele, na które nie było mnie stać. Zawsze marzyłam o wielkiej uroczystości i spełniłam to marzenie. Gorzej, że przyszło mi za to sporo zapłacić i to w dosłownym sensie. Po 3 latach od sakramentalnego „tak” razem z mężem spłacamy nasze długi. Przesadziliśmy, wiem o tym, ale wtedy wszystko wydawało się takie proste...
Ma być ślub, to niech będzie z pompą. Brakuje kasy? Pożyczy się, a potem odda. Wszystko wymknęło się potem spod kontroli. On ma tylko mamę, moi rodzice nie za bardzo mogli pomóc i wszystko spadło na nas. Nie wiem, może to wynikało z kompleksów, ale chciałam się pokazać z jak najlepszej strony. Goście wspominają wesele do dzisiaj, a my też nie możemy o nim zapomnieć. Przypominają nam o tym ponaglenia od banków. 3 lata później mamy do spłaty jeszcze 17 tysięcy złotych...
źródło: Zivile & Arunas / Unsplash
Zaczęło się niewinnie, bo od drogiej sukni ślubnej. Miała być najpiękniejsza, a pech chciał, że najbardziej podobała mi się ta najdroższa. 10 tysięcy nie ma. Potem dostosowaliśmy przyjęcie do kreacji, czyli też na pełnym wypasie. Wynajęliśmy pensjonat, obsługę, najlepsze jedzenie i kolejnych 40 tysięcy nie ma. Już pomijając szczegóły, wszystko kosztowało ok. 70 tys. złotych, których nie mieliśmy.
Wkład własny – może 5-7 tysięcy, bo tyle mieliśmy oszczędności. Kilka tysięcy od rodziców i tyle. Cała reszta poszła z pożyczek, które wiadomo jak są oprocentowane. Wierzyłam naiwnie, że szybko się to spłaci. Goście sfinansują większą część. Rozczarowałam się bardzo, bo dostaliśmy ok. 20 tysięcy.
Potem straciłam pracę i możecie sobie wyobrazić, jak to teraz wygląda.
źródło: Zivile & Arunas / Unsplash
Mamy do wyboru – zalegać z opłatami za mieszkanie, albo nie spłacać pożyczki. Ledwo widzę światło w tunelu, a tu odsetki nas zjadają. Kwota powoli malała, a od dłuższego czasu stoi w miejscu. I po co to wszystko? Wesele się udało, nie powiem, że nie. Tylko koszt był za duży. Jeszcze chwila, a będziemy musieli zrezygnować z wynajmu i zamieszkać z rodzicami. Pracę niby znalazłam, ale nie tak dobrze płatną.
Powinnam się cieszyć na myśl o tym dniu, ale zamiast wspaniałej zabawy widzę tylko minus na koncie. Nie było warto, bo za dużo nerwów nas to teraz kosztuje. Chciałam o tym napisać, żeby ostrzec niektórych. Lepiej skromnie i mieć potem święty spokój...
Sandra