Od razu powiem, że nie jest to świeża sprawa, ale dopiero teraz postanowiłam się do tego przyznać. Kilka lat temu okazało się, że jestem w ciąży. Wpadka, ja jeszcze na studiach, bez stałej pracy, chłopaka znałam od kilku tygodni. Delikatnie mówiąc, nie był to najszczęśliwszy zbieg okoliczności. Czułam, że się do tego nie nadaję. Nie wyobrażałam sobie powiedzieć o tym wszystkim rodzicom.
Ojcu dziecka też nie powiedziałam, bo jak tylko dowiedziałam się o zapłodnieniu, to od razu przestałam się z nim widywać. Niby z innego powodu, ale chyba nie chciałam mieć jeszcze większych wyrzutów sumienia. Już wtedy wiedziałam, że coś trzeba z tym zrobić. Coś, czyli usunąć. Jak najszybciej i byle skutecznie.
Na tradycyjną aborcję nie było mnie stać i wtedy zaczęłam szukać innych sposobów. Byłam bardzo głupia, więc Wy takie nie bądźcie…
fot. Unsplash
W Internecie można znaleźć wszystko. Niby dobrze, ale czasami aż chciałoby się wprowadzić cenzurę. Znalazłam kilka stron poświęconych aborcji domowej. Planowałam kupić pigułki i załatwić sprawę w najmniej inwazyjny sposób. Zamówiłam, ale nie doszły. Pieniędzy na więcej specyfików nie miałam, więc zaczęła się panika. A jak wiadomo, nerwy są najgorszym doradcą.
Wtedy zaczęłam eksperymentować z innymi metodami, o których nie chcę mówić. Po pierwsze - są naprawdę szokujące. Po drugie - nie chcę nikomu niczego podpowiadać. W każdym razie, dziecka nie urodziłam. Nie wiem, czy te sposoby zadziałały. Równie dobrze mógł to być zbieg okoliczności i naturalne poronienie.
Tego już się nie dowiem. Ale wiem, jak bardzo ryzykowałam i jakie komplikacje towarzyszą mi do dzisiaj.
fot. Unsplash
Do teraz odczuwam ból w czasie stosunku. Mam bardzo obfite miesiączki, choć wcześniej były ledwo zauważalne. Pozbawiłam się naturalnego nawilżenia w środku. Prawdopodobnie jestem bezpłodna, a nawet jeśli zajdę w ciążę, to małe szanse na jej utrzymanie. Poród naturalny chyba w ogóle nie wchodzi w grę. Urządziłam się na amen i mam za swoje.
Wyrzuty sumienia też dają o sobie coraz częściej znać. I te ataki paniki, że przecież ja mogłam się wtedy wykończyć. Robiłam naprawdę ryzykowne rzeczy, żeby pozbyć się tej ciąży. Mogłam przypłacić to życiem. Dlatego teraz przestrzegam.
Nie warto. Chyba, że chcecie cierpieć, tak jak ja.
Iwona