Mieszkam na dużym osiedlu i często widzę na śmietniku mnóstwo jedzenia. Ludzie potrafią zawiesić na śmietniku całą siatkę zepsutego chleba. Zawsze mnie to denerwowało. Takie marnowanie jedzenia jest dla mnie przerażające. Tak bardzo narzekamy, że w Polsce ciężko się żyje, że jest bieda, bezrobocie, że ludzi nie stać na podstawowe produkty żywnościowe, a miliony ton jedzenia jest wyrzucanych rocznie!
I nie wyrzucają tylko bogacze, ale wszyscy. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam, bo jakoś się nie nadarzyła taka sytuacja. Ostatnio jednak szlag mnie trafił. Wpadłam do mojego chłopaka. Robiliśmy kolację, kanapki z serem i szynką. Patrzę na datę ważności na jednej z szynek, dwa dni po terminie. Raczej już się tego nie zje - kosz. Tak mnie to zdenerwowało, że zaczęliśmy wyrzucać jedzenie z lodówki, albo zepsute albo po terminie ważności. Koszmar. Spokojnie wyrzuciliśmy ze 100zł!
Po prostu brak słów. Pamiętam jak mi ostatnio narzekał, że nie ma pieniędzy na naprawę samochodu i musi jeździć tramwajami. Te pieniądze by były gdyby nie wyrzucał ich do kosza. Bo jak to inaczej nazwać?
Czy tylko mnie denerwuje takie podejście do jedzenia? Pieniądze to jedno, ale szacunek do jedzenia to drugie. Życzę tylko by Ci co nagminnie wyrzucają nie zaznali prawdziwego głodu, chociaż może i powinni, bo by wtedy docenili!
Tatiana