Czasami czytam w Internecie ogłoszenia w stylu: przystojniaku z autobusu 138, miałeś na sobie czerwoną bluzę, a ja byłam w czapce - odezwij się. Desperatce ktoś wpada w oko, a ta zamiast się odezwać, to wypisuje anonse w Sieci. Zawsze mnie to śmieszyło. W komentarzach ludzie zwracają uwagę, że wystarczyło zagadać i teraz nie trzeba by było organizować takich poszukiwań. Teraz sama nie wiem co gorsze…
Pierwszy raz w życiu zdarzyła mi się taka sytuacja. Jechałam tramwajem i na którymś z kolei przystanku wsiadł ON. Wizualnie ideał. Emanowało od niego takie ciepło, że nie mogłam się opanować. Po prostu zakochałam się od pierwszego wejrzenia i chociaż niczego o nim nie wiedziałam, to byłam pewna, że to dobry człowiek. Przez myśl mi przeszło, że zaraz wysiądę i sama napiszę ogłoszenie na jakiejś grupie typu „spotted”. Zrobiłam inaczej.
fot. Unsplash
Przypomniałam sobie własne przemyślenia i komentarze ludzi. Zdałam sobie sprawę, że to by było dziecinne, a szanse odnalezienia faceta moich marzeń byłyby bliskie zeru. Przesiadłam się bliżej. Zniknęłam za jego plecami. Potem dosiadłam się obok niego i zagadałam. Nie wiem skąd wzięłam tyle odwagi, bo normalnie bym się spaliła ze wstydu.
To nie było nic w stylu: kocham cię i chcę mieć z tobą dzieci. Powiedziałam, że urzekł mnie jego uśmiech, bo dzisiaj mało kto ma taką radość na twarzy. I że poprawił mi tym humor. Podziękował, przedstawił się i tyle. Kiedy zauważyłam, że zaraz będzie wysiadał - zaproponowałam wymianę numerów telefonów.
I wtedy dowiedziałam się, że zaczepianie obcych w komunikacji to raczej kiepski pomysł…
fot. Unsplash
Krzyknął na mnie, że jest zajęty, co ja sobie wyobrażam i wcale mu się nie podobam. Poradził, żebym szukała innych naiwnych. I tu koniec historii mojej wielkiej miłości z tramwaju. Gdybym napisała ogłoszenie w necie, to po prostu by się nie odezwał i po sprawie. Ale tak zdążył mnie ośmieszyć przed kilkudziesięcioma osobami. Straciłam pewność siebie chyba raz na zawsze. Nigdy już nikogo nie poderwę. Mogłam trafić na szaleńca, który użyłby siły i co wtedy?
Dlatego mam taką radę - zastanówcie się dwa razy, zanim to zrobicie. Czasami chyba lepiej żyć marzeniami i wypisywać głupoty w Internecie, niż się tak narażać. Ja do dzisiaj czuję się beznadziejnie i pluję sobie w brodę, że się na coś takiego odważyłam. Nigdy więcej!
Marta