Takie rzeczy nie zdarzają się codziennie, ale cóż. Ja mam już takie szczęście, że jak coś nienormalnego się dzieje, to zawsze mnie dotyczy. W ogóle, temat, który chcę poruszyć, nigdy dla mnie nie był jednoznaczny. Nie potrafię powiedzieć, czy aborcja to tylko przerwanie ciąży czy już morderstwo. Nie jestem religijna, ale też nie jestem nieczuła. Sporo racji mają ludzie pro i anty.
Sprawa wygląda tak – w moim najbliższym otoczeniu doszło do wpadki. Dziewczyna ma pomiędzy 18 a 21 lat. Nie piszę konkretnie, żeby nikt się nie zorientował przypadkiem o kogo chodzi. Jest pełnoletnia i powinna wziąć za siebie odpowiedzialność. Ciąża to przypadek, nawet nie za dobrze zna ojca tego dziecka. Przyszła do mnie z płaczem i prośbą o pożyczkę. Brakuje jej tysiąca złotych do pozbycia się problemu. Zupełnie zgłupiałam.
fot. Thinkstock
Rozmawiałyśmy długo i były momenty, że już prawie zbierałam się do bankomatu, żeby pobrać te pieniądze, ale potem trochę namysłu i może lepiej tego nie robić... Ostatecznie stanęło na tym, że odmówiłam jej pomocy. Na coś innego bym pożyczyła, ale z aborcją wolałabym nie mieć nic wspólnego. Nie dlatego, że mam skrajne poglądy. Po prostu nie wiedziałam co zrobić.
Wydawało mi się, że o taką przysługę w ogóle nie wypada prosić, Skąd ona wiedziała, jakie ja mam poglądy w tej kwestii? A gdybym była ultrakonserwatywna? Wtedy poprosiłaby mnie o udział w morderstwie... Ja się nie obraziłam, bo jak mówiłam, ten temat nie za bardzo mnie rusza. Ale też nie zgodziłam się w tym pomóc. Teraz mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam. Ostatnio nie mam z nią kontaktu i nie wiem, co się z nią dzieje...
fot. Thinkstock
Jeszcze tego brakuje, żeby ona zrobiła jakieś głupstwo. Skoro nie stać ją na cywilizowaną aborcję, to przecież mogła wymyślić coś innego. Słyszy się czasem o płukankach z domestosa itp. Albo poszła do jakiegoś podejrzanego lekarza, który zgodził się wykonać zabieg za grosze... To naprawdę może się źle skończyć i wtedy czułabym się odpowiedzialna. To jest straszny dylemat i nikomu tego nie życzę.
Nie mówię nawet o tym, że chyba bezpowrotnie ją straciłam. Przyszła do mnie ze swoim największym problemem, największym sekretem, a ja ją zbyłam. Co ze mnie za przyjaciółka? Jestem bardzo ciekawa, jak inni by się zachowali w takiej sytuacji. Tylko szczerze. Co byście zrobiły i jakbyście to wytłumaczyły drugiej stronie?
Anonim