Piszę do Was, bo wiem, że odwiedzają Was kobiety w różnym wieku, o różnych poglądach i na których opinii bardzo mi zależy. Bardzo proszę o pomoc, bo chciałabym wiedzieć czy obce osoby mają takie samo zdanie na temat mojej sytuacji. Zacznę od tego, że mam 22 lata. Pracuję od roku w dużej firmie. Zarabiam niezłe pieniądze. Zaocznie kontynuuję studia. Nie narzekam na swoje życie. Mam też starszego o kilka lat brata, który ma żonę i dziecko w wieku 4 lat.
Mój problem może wydać się Wam błahy, jednak ja czuję, że nie mogę dłużej tak żyć. Do pracy dojeżdżam samochodem, który sama sobie kupiłam i który utrzymuję za własne pieniądze, w czym nikt mi nie pomaga. Mogłabym dojeżdżać autobusem, jednak połączenie jest dość kiepskie i zajęłoby sporo czasu. Mieszkam co prawda z rodzicami, jednak do rachunków również się dokładam. Rodzice są bardzo zadowoleni z mojej pomocy i zaradności, jednak mam wrażenie, że brat i jego żona będą na mnie żerować jeszcze co najmniej kilka lat. Mój brat pracuje w tej chwili w mieście na drugim końcu kraju. Jego żona i córka mieszkają w odległości 4 kilometrów ode mnie. Jako że bratowa nie posiada nawet prawa jazdy, a podjęła się pracy, ja jestem zmuszona wszędzie wozić jej córkę.
fot. Thinkstock
Mój dzień wygląda zatem następująco: wstaję przed 6 rano i szykuję się do pracy. Około 7 wyjeżdżam z domu i jadę te 4 kilometry w zupełnie przeciwnym kierunku, by zabrać moją bratanicę do przedszkola. Nigdy nie jest gotowa, więc czekam co najmniej 15-20 minut aż się ubierze, zje śniadanie, a mama uczesze jej włosy. Potem wiozę ją do przedszkola, które od miejsca jej zamieszkania znajduje się około 15 kilometrów. Dopiero potem jadę do pracy, kolejne kilka kilometrów. Następnie mam za zadanie odebrać małą z przedszkola i jechać z nią do domu. Tam czekamy na moją bratową, która kończy pracę 2 godziny później ode mnie. Nie dość więc, że ryzykuję spóźnieniem się do pracy, to jeszcze dziennie jeżdżę 50 kilometrów, podczas gdy mogłabym pokonywać zaledwie 15 w dwie strony i jeszcze jestem darmową opiekunką do dziecka…
Ostatnio bratowa wymyśliła, że zapisze córkę na tańce, na które będę ją wozić 2 razy w tygodniu. Jeszcze jakbym na basen z nią poszła to byłoby super. Problem w tym, że... nikt mi nie oddaje nawet pieniędzy za paliwo! Oni uważają, że jestem darmową taksówką. Do tego muszę dostosowywać całe swoje życie prywatne do kaprysów 4-latki i jej mamusi! Serio, gdybym miała ochotę na takie zobowiązania, wówczas sama urodziłabym dziecko. Moja bratowa uważa jednak, że to wszystko mój obowiązek. Jednak uważam, że wydawanie kilkuset złotych miesięcznie na paliwo, a dodatkowo kupowanie drogich prezentów na każdą okazję i fundowanie atrakcji, by się dziecko za bardzo nie nudziło czekając na matkę, zdecydowanie przekracza moje możliwości finansowe. Nie zarabiam źle, jednak nie pracuję na czyjeś dziecko tylko na siebie! Bratowa ostatnio obraziła się na mnie bo musiała wziąć 3 dni urlopu w pracy i zająć się małą. Bo mi zepsuło się auto. Zażądała nawet, bym na te 3 dni sama wzięła wolne i zajęła się nią, skoro to ja nie zapewniam jej transportu!
fot. Thinkstock
Chciałabym bardziej zadbać o własny wygląd oraz rozwój. Mam dużo planów na przyszłość, jednak w tej chwili nie jestem w stanie zbyt dużo odłożyć. Kilkaset złotych miesięcznie to kwota maksymalna, mimo że chciałam odkładać co najmniej tysiąc złotych, przynajmniej dopóki nie mam zobowiązań. Mój brat i bratowa uważają jednak, że dowiezienie ich dziecka do przedszkola i zabranie go stamtąd kosztem mojego czasu to mój psi obowiązek. W ogóle nie rozumieją, że mam prawo do własnego życia, planów, że chciałabym czasem po pracy pójść na zakupy, odprężyć się, spotkać ze znajomymi. Zaproponowałam im ostatnio, by przenieśli córkę do pobliskiego przedszkola, znajdującego się po drodze do pracy mojej bratowej. Odmówili, tłumacząc, że ich córka nie będzie chodziła do „byle jakiego” przedszkola, ma zostać w elitarnej placówce prawie w ścisłym centrum miasta. Mój chłopak rozumie całą sytuację, ale też jest już zmęczony tym, że możemy spotykać się dopiero koło godziny 19, nigdy wcześniej, mimo że oboje pracujemy do 16.
Nie zrozumcie mnie źle - kocham tę dziewczynkę, ale to ja powinnam decydować kiedy chcę jej kupić prezent czy zabrać ją na miasto. Ta cała sytuacja już mnie przerasta. Trwa to już kilka miesięcy i nie zapowiada się, żeby miało to się szybko zmienić. Rodzice próbowali wpłynąć jakoś na mojego brata, by sytuację rozwiązał, jednak bez skutku... Zaproponowali nawet, że pokryją koszt kursu na prawo jazdy, żeby bratowa była bardziej samodzielna, jednak odmówiła. Co robić?
Weronika