Sprawa wygląda tak, że po latach czekania wreszcie wynajęłam mieszkanie. Przez całe studia mieszkałam z rodzicami, więc dopiero teraz próbuję żyć „jak dorosła”. Za wszystko płacę sama, sama sobie sprzątam, gotuję, mogę zapraszać kogo chcę. Tylko w teorii, bo moja mama nie potrafi się do tego przyzwyczaić.
Obiecałyśmy sobie przed wyprowadzką, że będę ich zapraszała i wpadała do nich. Myślałam, że 2 razy w tygodniu to maks, ale prawda jest taka, że mamę widuję nawet częściej, niż wtedy, kiedy mieszkałyśmy pod jednym dachem...
Ona potrafi przyjść bez zapowiedzi nawet dwa razy dziennie. Ma gdzieś, czy coś sobie zaplanowałam, bo ona przecież robi to z dobrego serca. Przez to czuję się jak ubezwłasnowolniona, bo nie potrafię jej odmówić. Próbuje mnie wyręczać we wszystkim!
Sobota rano, odsypiam spotkanie z koleżankami, a tu dzwonek do drzwi o 7:30. Mama przywiozła proszek do prania, bo była z tatą na zakupach i była jakaś super promocja. Na pewno mi się przyda. Dobra, mam już 10 kg, ale wezmę, bo przecież kupiła to dla mnie. Nawet nie wchodziła, ale wystarczy, żeby popsuć mi dzień.
Po południu znowu stukanie. Szykowałam się do wyjścia, a ona wpada z pojemnikami, bo nagotowała mi obiady na cały tydzień. No i słucham pół godziny co i jak podgrzać, co zjeść najpierw, czym doprawić itd. Widzi jakąś smugę na oknie, ale nic nie mówi. Prosi tylko o ręcznik i płyn. Nie wiem o co chodzi, więc daję. Kończy się na tym, że myje wszystkie okna w mieszkaniu.
To tylko jeden dzień, a potrafi tak często. Ciągle wymyśla powody, żeby przyjść i siedzieć u mnie jak najdłużej.
Doceniam to, że chce jej się dla mnie gotować, jest skłonna mnie wyręczać i w ogóle całą troskę. Ale bez przesady! Nie mam 19 lat, nie wyprowadziłam się do akademika. Jestem dorosła i chcę się tak czuć. Sama potrafię o siebie zadbać. Z mamą mogę się widywać towarzysko, a nie w takich sprawach. Maksymalnie 1-2 razy w tygodniu, a nie kilka czy kilkanaście!
A co by było, gdybym przyprowadziła do siebie jakiegoś chłopaka i ona by nas nakryła? W swoim mieszkaniu, za które sama płacę, chciałabym się czuć swobodnie! Teraz nie mogę, bo nie znam dnia, ani godziny, kiedy do mnie wparuje...
Prosiłam, żeby dała spokój. Mocniej nie potrafię, bo tylko bym ją skrzywdziła. Jak sobie z tym poradzić?
Ewelina