Pewnie głupio to zabrzmi, ale ja naprawdę zazdroszczę dziewczynom przy kości! Chciałabym mieć wreszcie kobiece kształty. Od zawsze wyglądam tak samo – płaska z każdej strony, wystające żebra, zapadnięta twarz, nogi jak patyki. Nie uważam, żeby to było seksowne. Czasami jak patrzę w lustro, to aż mi się robi niedobrze. Nigdy nie zrozumiem anorektyczek, które chwalą się takim wyglądem. Czasami sobie myślę, że wolałabym być nawet gruba, byle się poczuć normalnie. Tylko, że nawet nie mam takiej możliwości!
Mogę jeść ile popadnie i w ogóle tego po mnie nie widać. Obżeram się makaronami, nabiałem i nic. W Wielkanoc zjadłam chyba najwięcej ze wszystkich. Gdybym chociaż prowadziła aktywne życie, to bym mogła myśleć, że to jakoś spalam. Ale nie. Mam siedzącą pracę, relaksuję się siedząc przed telewizorem albo czytając książkę. Prawie w ogóle się nie ruszam i nie mam kondycji. A waga stoi i stoi. W sumie, to ważę niewiele więcej, niż jako nastolatka. A od tego czasu urosłam i jeszcze gorzej to wygląda.
fot. Thinkstock
Chodziłam po lekarzach, zrobiłam wszystkie możliwe badania. Bałam się, że mam jakiegoś guza albo pasożyta, który pochłania te wszystkie kalorie. Przebadali mnie tak, że wszystko wykluczyli. Ciągle tylko słyszę, że „taka moja uroda”. Ja dziękuję za taką urodę! Wyglądam tak, jakbym się miała za chwilę złamać. Nie mam żadnych krągłości. Większy biust ma chyba mój tata... Pupa nie jest nawet płaska, ale wklęsła. Tłuszcz się mnie w ogóle nie trzyma. Nikt mnie nie chce zrozumieć...
Jak narzekam, to zaraz słyszę, że „tylko pozazdrościć”. Wszyscy by chcieli się bezkarnie obżerać i nie tyć. Chętnie bym się zamieniła i nie żartuję. Gdybym mogła teraz wybierać – dalej być tak przeraźliwie chudą czy mieć nadwagę, to bez zastanowienia wybrałabym to drugie. Pewnie miałabym jakieś kompleksy, ale mogłabym się czuć kobietą. Na razie mam 28 lat i wyglądam jak wychudzony chłopiec. W intymnych sytuacjach nie ma mowy o tym, żebym się normalnie rozebrała i potrafiła się z czegokolwiek cieszyć.
fot. Thinkstock
Jak do czegoś dochodzi, to zawsze po ciemku, szybko, byle jak. Nie oszukujmy się – kobiecość to nie tylko to, co mamy w głowie, ale też ciało. Moje jest ułomne, brzydkie, mało apetyczne. Byłam u dietetyka, próbowałam nabrać masy i nic z tego. Jak przytyję kilka kilogramów, to nie widać. Potem same znikają, bo przecież ich nie spalam. Organizm stanął w miejscu i ani w jedną, ani w drugą stronę. Tyle dobrego, że już nie chudnę. Wtedy zostałyby już same kości...
Wiem, że marudzę, ale to dla mnie duży problem. Chciałam też przemówić do rozsądku wszystkim, którzy się katują, żeby wyglądać jak modelki. To nie jest fajne, ani kobiece. Ja się o tym przekonuję codziennie patrząc w lustro. Chociaż staram się nawet tego nie robić. Po co się jeszcze bardziej dobijać...
Weronika