Trochę ryzykuję pisząc o tym wszystkim, ale to we mnie siedzi i wreszcie muszę to z siebie wyrzucić. Jestem w ciąży, w 6 miesiącu, do końca bliżej, niż dalej. Powinnam się cieszyć, że już niedługo zostanę mamą, ale to dla mnie ciężki temat. Byłam przekonana, że noszę w sobie synka i spotkało mnie ogromne rozczarowanie.
Przed ciążą nie miałam żadnych oczekiwań. Byle się udało i wszystko szło dobrze. Potem podświadomie poczułam, że to na pewno chłopiec. Pierwsze badania nie były do końca jasne, ale lekarz raczej to potwierdził. Nadałam mu imię, zaczęłam kupować ubranka, urządziliśmy pokój. Kolejne USG i koniec marzeń.
To będzie dziewczynka. Cudownie, ale nie tego oczekiwałam.
fot. Thinkstock
Gdybym się tak nie nastawiła i gdyby lekarz nie wprowadził mnie w błąd za pierwszym razem, to byłabym najszczęśliwszą mamą na świecie. A tak... Nie ma we mnie już żadnych emocji. Chyba, że rozczarowania, bo trudno tak nagle się przestawić. Zdążyłam już pokochać Adasia, którego tak naprawdę nigdy nie było.
Myślę, że synowi byłoby łatwiej. Nam z nim także. Wiadomo, że chłopcy bywają trudni, ale to taka szczególna więź, ciągła ciekawość świata, mnóstwo fantastycznych momentów. Dziewczynki są bardzo przewidywalne i z zasady mają trudniej w życiu... Widzicie, dorobiłam już sobie do tego całą filozofię, której nie potrafię się pozbyć z głowy.
Boję się, że przez to będę złą matką.
fot. Thinkstock
Nie wiem jak mam się nagle odzwyczaić. Tyle miesięcy przeczuć, potem diagnoza lekarza i nagle koniec marzeń o synku. Strasznie dużo nerwów mnie to kosztowało. Wkurzam się, że nic z tego nie wyszło. Denerwuję się, że tak reaguję. Boję się sama siebie, bo nie wiem jak będę ją traktowała. Mam nadzieję, że mi przejdzie, ale...
Co, jeśli nie?
Nie potrafię o tym z nikim rozmawiać, bo wiem jak to się skończy. Wyjdę na wyrodną matkę i psychopatkę. Nie tak miało wyglądać moje macierzyństwo.
Magda