Ludzie mogą mówić, że jestem słoikiem, ale mam to gdzieś. Od 2 lat mieszkam w Warszawie i czuję się tutaj wspaniale. Wychowywałam się w małej miejscowości, źle nie było, ale dopiero duże miasto okazało się dla mnie rajem. Uwielbiam spacerować ulicami, oglądać witryny pięknych sklepów i restauracji, lubię ten tłok, modnie ubranych ludzi. To jest zupełnie inny świat. Tu się żyje inaczej i już do tego przywykłam.
W ubiegłym roku pojechałam do domu na święta i czułam się tam nieswojo. Wyobraźcie sobie, że tam nawet nie ma chodnika na poboczu, tylko trzeba iść po jakichś chwastach. W domu, jak to w domu... Rodzice obgadujący sąsiadów, swojskie wędliny, czytanie Biblii przed Wigilią, skromne prezenty. Nic specjalnego. Nawet nie opowiadałam o tym znajomym, bo czym tu się chwalić. Teraz sama nie wiem, czy znowu się tam wybrać.
Kocham moich bliskich, ale stają się dla mnie coraz bardziej obcy. Przejmują się wszystkim i wszystkimi, ciągle plotkują, a przy okazji udają głęboko wierzących. Cieszą się z byle czego, nie mają żadnego gustu. Jak to na wsi – za wielkich oczekiwań od życia nie mają. Ja na szczęście się stamtąd wyrwałam i zasmakowałam w czymś zupełnie innym. To jest teraz mój świat, a na wsi po prostu się męczę.
Nigdy o tym nie myślałam, ale trochę wstydzę się mojego pochodzenia. Nie wiem, czy jest sens przypominać sobie o tym wszystkim. Oni nawet nie potrafią się normalnie wysłowić, tylko ciągle ta gwara... Kiedy wracam z domu do Wawy, to przez chwilę sama mam kłopot z mówieniem. Znowu wychodzę na jakąś wieśniaczkę.
Nie wiem, czy lepiej nie byłoby wymyślić, że coś mnie tu zatrzymało i niestety nie mogę przyjechać. Jestem dziewczyną z miasta i tu czuję się najlepiej. Wieś to dla mnie już zupełnie obcy świat i żadna atrakcja. Mogłabym ich zaprosić tutaj, ale to też trochę wstyd. Oni i tak by się nie wybrali. Na dodatek jestem teraz w poważnym związku. On ich jeszcze nie zna, więc go ze sobą przecież nie zabiorę.
Szkoda, że święta stały się dla mnie takim problemem. Kiedyś było inaczej, ale chyba wolę to moje nowe życie, niż starą beznadzieję...
Kasia