Piszę, bo jestem ciekawa, czy tylko ja mam takie dziwne podejście do związków. Nigdy żaden psycholog mnie nie badał, ale obawiam się, że coś jest ze mną nie tak. Lubię chłopaków, niektórzy bardzo mi się podobają i to by było na tyle. Nigdy w życiu tak naprawdę się nie zakochałam. Może jestem jeszcze niedojrzała? Ale 25 lat to chyba najwyższy czas...
Kiedy słucham opowieści moich koleżanek, to aż mi zazdroszczę. One zakochują się bez opamiętania. Nagle grom z jasnego nieba i one już wiedzą, że to jest facet ich życia. A przynajmniej materiał na kogoś takiego. Za mną trzeba łazić, bo sama nigdy nie potrafię się zdecydować. Byłam w kilku związkach i żadnego z nich nie kochałam.
To po co w ogóle ze sobą chodziliśmy? Im zależało, a ja w sumie nie chciałam być sama. Naprawdę nie wiem z czego to wynika.
fot. iStock
Próbowałam przemyśleć swoje postępowanie i nie znajduję powodów. Żaden mężczyzna mnie nigdy nie skrzywdził, moi rodzice nigdy się nie kłócili, nie mam żadnych negatywnych doświadczeń i wzorców. Jestem wrażliwą osobąi pierwsza powinnam się zakochiwać, a jakoś mi to nie wychodzi. Jestem z kimś, bo jestem, ale motyli w brzuchu nie czuję.
Można powiedzieć, że boję się samotności, więc nie odtrącam chłopaków, którzy się o mnie starają. Jeśli któryś fajnie wygląda i można z nim pogadać, to czemu nie? Czasami mam wrażenie, że obok mnie stoi ideał, ale tylko na to mnie stać. Żadnych westchnień, przypływów gorąca i podobnych objawów. Potem się do siebie przyzwyczajamy i tyle.
Oni wyznają mi miłość, mogliby za mną skoczyć w ogień i robią różne głupstwa, żeby mi to udowodnić, a ja pukam się w głowę. O co chodzi? Jak można tak oszaleć? Wychodzi na to, że jestem nieczuła.
fot. iStock
Nie wiem, skąd to się bierze. Kocham moich rodziców, moje rodzeństwo, rozczulam się na widok małych dzieci i słodkich zwierzątek, a do żadnego chłopaka nie potrafię tego poczuć. Dla rodziny zrobiłabym wszystko, a dla faceta nie jestem skłonna do żadnych poświęceń. Cieszę się, kiedy ktoś jest obok, ale nic więcej. Seks też lubię i wychodzi na to, że jestem głupia, bo nigdy nie uprawiałam go z miłości.
Powinnam iść na jakąś terapię czy coś? Aktualnie jestem sama, bo znudziłam się moim byłym. Wiem, że miłość to kwestia przypadku, ale ja już nie chcę dłużej czekać. Przecież z takim nastawieniem nigdy nie wyjdę za mąż, o czym zawsze marzyłam.
Któraś z Was też tak ma?
Małgosia