Moja historia jest długa, skomplikowana i zwyczajnie tragiczna. W wieku 25 lat wyszłam za mąż i marzyłam o tym, żeby mieć dużą rodzinę. Przez 2 lata zwlekaliśmy z decyzją, ale potem doszliśmy do wniosku, że to już. Zajście w ciążę to w końcu żadna filozofia... W naszym przypadku okazało się, że nie jest tak prosto. Rok starań, nic z tego nie wynikało, potem próby leczenia i dalej nic. Mam 30 lat i zaproponowano mi in vitro. Mąż bardzo tego chce i nie widzi w tym nic złego. Jego zdaniem powinniśmy to zrobić już teraz, żeby zdążyć ewentualnie z kilkoma próbami.
Dla niego to nic wielkiego. Położę się, wstrzykną co trzeba, może się uda i po krzyku. Ja do tego tak nie podchodzę. Dla mnie nowe życie to coś więcej, niż bezduszny zabieg w szpitalu. Chciałabym urodzić dziecko pochodzące z miłości, które poczęło się w intymnej i bezpiecznej atmosferze. Trudno tak nazwać procedurę medyczną. Mam coraz większe wątpliwości, czy potrafiłabym się później cieszyć z macierzyństwa.
Zobacz również: Szpital z Poznania promuje naturalne porody. W taki sposób, że... odechciewa się rodzić
fot. Unsplash
Nie mówię, że jestem strasznie wierząca, boję się piekła i nie zrobię zabiegu, któremu sprzeciwia się Kościół. Łamałam zasady wiele razy, np. stosując antykoncepcję. Ale w tym jednym przypadku nauka głoszona przez księży do mnie trafia. Posiadanie dzieci staje się jakimś bezdusznym procesem. Pobierzemy coś od pana, od pani, połączymy, włożymy gdzie trzeba i może wyhodujemy nowe życie. Z drugiej strony, rozumiem pary, które się na to z bezsilności decydują. Może kiedyś sama tego zapragnę.
Na razie nie widzę po prostu takiej możliwości. Chcę jeszcze próbować w naturalny sposób, a jak nic z tego nie wyjdzie, to cóż... Widocznie wymarzona rodzina nie jest nam pisana. Jakoś damy sobie radę sami, bo mamy wiele osób, które możemy kochać. Nie wykluczam in vitro zupełnie, ale w tej chwili jestem przeciwna. Mąż wręcz przeciwnie i czuję jego presję. Boję się, że to zupełnie rozwali nasz związek.
Zobacz również: One już NIE SĄ w ciąży. Tak NAPRAWDĘ wygląda brzuch matki chwilę po urodzeniu dziecka
fot. Unsplash
Nie potrafiłabym spojrzeć w lustro, gdybym się zgodziła dla świętego spokoju. Tylko dlatego, że on tego chce i nie widzi w tym nic złego. Gdzie tu miejsce na kompromis? Musiałabym zrezygnować ze swoich wartości i udawać, że robię dobrze. A na pewno tak bym się nie czuła. Wyrzuty sumienia byłyby gwarantowane. Na pewno kochałabym dziecko, ale trzeba rozgraniczyć te dwie sprawy. Sposób, w jakie by powstało, byłby niezgodny z moim sumieniem. Nie wiem, czy z takimi myślami można potem normalnie żyć.
Próbuję mu to tłumaczyć. Czasami daje spokój i udaje, że rozumie, ale widzę, że jest inaczej. Ciągle wraca do tematu. Pewnie nie przestanie, dopóki ze mną jest. A ja naprawdę nie potrafię powiedzieć, czy kiedyś zmienię zdanie. Jestem przerażona przyszłością w takiej atmosferze. Myślicie, że on tylko z tego powodu może mnie zostawić?
Wioletta
Zobacz również: Tak zbrzydniesz po urodzeniu dziecka. Młode mamy pokazały smutną prawdę