Muszę się do czegoś przyznać, chociaż wiem, jak to może zostać odebrane. Chodzi o mojego męża, którego bardzo kocham, jestem z nim szczęśliwa, układa nam się, a ja... wyganiam go z łóżka. Po prostu nie mam ochoty z nim codziennie sypiać. To nie jest dla mnie komfortowe, męczy mnie i nie widzę takiej potrzeby. Raz na jakiś czas może być, ale żeby tak noc w noc? Tylko dlatego, że jesteśmy małżeństwem? Przyjęło się, że żona śpi z mężem, a ja tak nie potrafię. On nie chce tego zrozumieć.
Dalej jest między nami chemia, on mnie kręci, ja jego. Na brak seksu nie narzekam. Na jego umiejętności w sypialni też. Wszystko jest świetnie, ale dla mnie idealna sytuacja to taka, kiedy zrobimy co trzeba i rozchodzimy się do osobnych łóżek. On zaraz marudzi, że go nie kocham. Uważa nawet, że to nienormalne, bo nie słyszał, żeby któryś z jego kolegów też tak miał. Moi dziadkowie przeżyli tak ze sobą kilkadziesiąt lat i nie słyszałam, żeby dziadek narzekał. Tak jest po prostu wygodniej!
Kiedy muszę spać z nim w jednym łóżku, to wszystko mnie drażni. Jestem może trochę nadwrażliwa, ale jak mnie przypadkiem dotknie, to cała podskakuję. Jak zaczyna mnie miziać kołdrą albo stopą, to mnie to łaskocze. Do tego głośno chrapie, wierci się, czasami jak to facet – niezbyt ładnie pachnie. Już nie raz poszedł spać bez porządnego umycia się, „bo mu się nie chce i umyje się rano”. I ja mam go wąchać przez całą noc?
Kilka razy miałam już przez niego siniaki, bo tylko zamknie oczy i zaczyna się ruszać, kopać, spychać mnie prawie na podłogę. Potem się budzę obolała, z jego tyłkiem obok twarzy, albo z jego zwłokami na mnie. To nie jest dla mnie miłe, bo to męczy. Mogę tak z nim spać nawet 12 godzin, a przez to wszystko i tak się nie wyśpię. Do niego to oczywiście nie dociera, bo przesadzam i szukam tylko pretekstu, żeby się od niego oddalić. Nie o to przecież chodzi...
Jak przeprowadziliśmy się do tego mieszkania, to od razu mówiłam, że trzeba wstawić dwa łóżka w sypialni. On je złączył na amen jakimiś śrubami i teraz jak chcę od niego odpocząć, to sypiam na kanapie w salonie. To jeszcze bardziej go drażni, bo w końcu sypiam za ścianą, a nie obok, jak Bóg przykazał.
Czy ja robię coś źle i wymagam zbyt wiele? Zazdroszczę wszystkim parom, które spędzają razem całe noce i jest im z tym dobrze, ale ja tak nie chcę. Nie potrafię.
Co z tym zrobić, żeby on się nie czuł odrzucony?
Kasia