Jestem młodą osobą. W sierpniu skończę 22 lata. Niestety nie mogę do końca korzystać z uroków młodości. Rok temu stwierdzono u mnie zespół jelita drażliwego, zwanego potocznie nerwicą jelit. Wcześniej bardzo się męczyłam. Ciągle źle się czułam. Często dokuczały mi wzdęcia. Od kiedy zaczęłam się leczyć (rygorystyczna dieta + farmakologia) nastąpiła znaczna poprawa, ale i tak mi daleko do normalnego funkcjonowania.
Moi rodzice zafundowali mi nawet psychologa. Chodziłam do niego raz w tyg przez pół roku, ale nie pomagało mi to, więc zrezygnowałam. Ostatnim czasem nawet gdzieś wychodzę. Wcześniej siedziałam w domu, bo tutaj czuję się bezpiecznie. Zawsze mam toaletę pod ręką, nie muszę pilnie jej szukać jak poczuję, że muszę natychmiast się załatwić. Mam przyjaciółki, zwłaszcza Michalinę, która daje mi kopa do życia. To ona wymyśliła, że pojedziemy na wakacje do jej domku na Mazury. Nie chciałam. Bardzo się bałam.
Po wielu rozmowach postanowiłam jechać. Samochodem jechałyśmy trzy godziny, zatrzymywałyśmy się chyba z trzy, cztery razy tak na wszelki wypadek. Podczas tego tygodnia z Michaliną i naszą koleżanką Jagodą poznałyśmy dwójkę chłopaków z domku niedaleko. Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy już chwilę po przyjeździe rozmawiać. Powiem szczerze, że zauroczyłam się w Janku. Wymieniliśmy się numerami. Teraz dużo rozmawiamy przez telefon albo internet. Chce do mnie przyjechać, bo mieszkamy w sumie niedaleko. Jakieś 100 km. Ma samochód, więc to góra dwie godziny jazdy. Tylko ja nie wiem czy jestem gotowa na ewentualny związek.
Wiem, że za szybko o tym myślę, ale piszemy już trochę czasu, świetnie się dogadujemy i jakoś tak na tych domkach od razu była chemia. Pamiętam jak w nocy spacerowaliśmy i gadaliśmy o życiu. Chciałabym coś więcej, ale mój poprzedni związek rozpadł się przez moją chorobę. Z Miłoszem byłam z jakiś rok zanim dostałam diagnozę. Byłam przerażona. Na to nie ma lekarstwa, nie da się tego ot tak wyleczyć. Wtedy tylko mi się pogorszyło.
Zamknęłam się w domu. Nie chciałam wychodzić. Źle się czułam, więc miałam zły nastrój. Często się kłóciliśmy. Zerwał ze mną mówiąc, że chce normalną dziewczynę co może z nią iść do klubu, wypić, pobawić się, zjeść coś na mieście. Nas związek nagle stał się dla niego męczarnią. Krzyczał, że chce się bawić, a nie siedzieć w domu i oglądać filmy na laptopie.
Przez Miłosza nie pisnęłam Jankowi ani słówka o mojej nieprzyjemnej dolegliwości. Boję się, że on tak jak Miłosz zmięknie, stwierdzi, że woli normalną dziewczynę, a ja wtedy znowu się załamię. Znowu mi się pogorszy, bo stres całkowicie mi szkodzi. Dieta swoją drogą, ale wystarczy, że coś mnie lekko zirytuje to zaraz odzywają się problemy z jelitami. Ciężkie jest takie życie. Chwilami mam wrażenie, że jestem skazana na samotność... Jak myślicie, mówić Jankowi o mojej chorobie czy udawać że jej nie ma?
Małgosia