Pierwszy raz spotkała mnie taka sytuacja i jestem w szoku. Słyszałam różne rzeczy, czasem w TV coś mówią, ale co innego przeżyć to na własnej skórze. Otóż, wczoraj byłam u ginekologa. Rutynowa wizyta. Krótkie badanie i wystawienie recepty na antykoncepcję. Po wszystkim postanowiłam od razu wykupić pigułki.
Zazwyczaj robiłam to w osiedlowej aptece, ale przypomniało mi się, że mają tam remont. Wysiadłam przystanek wcześniej i podeszłam do innej. Chyba pierwszy raz tam byłam. Podaję receptę, a kobieta za szybą marszczy usta i zaczyna potrząsać głową.
„Nie, nie. Tutaj tego pani nie dostanie” - usłyszałam. Myślałam, że zabrakło. Okazało się, że nie o to chodzi.
fot. Unsplash
Co to znaczy, że nie dostanę? Nie ma? A czy mogę zamówić i odebrać kolejnego dnia? Też nie. Pani z grobową miną powiedziała mi, że u niej w aptece takich rzeczy się po prostu nie sprzedaje. Aż zamarłam. Myślałam, że wchodzę do apteki. Ale może się pomyliłam i to sklep mięsny…
Dopiero wtedy coś mnie tknęło. Pewnie chodzi o klauzulę sumienia. Jak u lekarzy, którzy odmawiają legalnej aborcji albo nie przepisują pigułek. Tu farmaceuta sobie wymyślił, że nie będzie handlował antykoncepcją. Ręce mi opadły. Na odchodne powiedziałam „nie do zobaczenia”.
Bo ja naprawdę już tam nigdy nie wejdę.
fot. Unsplash
Każdy ma swoje sumienie i może mieć własne poglądy, ale to już jest narzucanie zdania innym. Na szczęście mieszkam w mieście, więc za winklem znalazłam kolejną aptekę. Ale gdyby taki natchniony aptekarz urzędował w małej miejscowości, gdzie nie ma wyboru? Wtedy kobieta jest pozbawiona możliwości decydowania o sobie.
Słyszałam o takich sytuacjach, ale jak się to przeżyje na własnej skórze, to aż człowieka trzepie. Nie lubię takich określeń, ale inaczej nie da się tego nazwać: CIEMNOGRÓD.
Takie święte apteki powinny być wyraźne oznaczane, żeby człowiek przez pomyłkę tam nie wszedł. Szkoda nerwów.
Gosia