Moja historia może być dla niektórych oburzająca, ale łatwo się ocenia życie innych. Gdybym o czymś takim usłyszała jakiś czas to temu, to też bym zwątpiła. Ale stało się i jakoś z tym żyję... Mój związek z P. zaczął się w zeszłym roku na wyjeździe z uczelni. To znaczy, bardziej znajomość i zauroczenie, bo parą zostaliśmy trochę później. Były randki, czułe słówka i czułam się z nim coraz lepiej. Chyba pierwszy raz tak naprawdę się zakochałam. Myślałam już nawet o wspólnej przyszłości, więc to było bardzo na poważnie.
Nie było między nami żadnych spięć, ani nieporozumień. Oboje studiowaliśmy, mieliśmy wspólne tematy, podobne poczucie humoru. Po 3 miesiącach doszło nawet do tego, że z nim zamieszkałam. Nie chciałam się już gnieść z dwiema lokatorkami, a on miał swoją kawalerkę. To była odważna decyzja, ale chyba najlepsza w tym momencie. A potem nagle w niego coś wstąpiło. Pamiętam tę sytuację bardzo dobrze i chyba nigdy nie zapomnę. Byliśmy na imprezie, wróciliśmy trochę podpici i zaczął świrować.
Już w taksówce się do mnie dobierał, ale raczej się z tego śmiałam. Taksówkarz też nie mógł się powstrzymać. Jakoś go wyciągnęłam z tego samochodu, chociaż był bardziej wstawiony ode mnie. Pościeliłam łóżko, on padł nieprzytomny, a ja poszłam się ogarnąć do łazienki. Wróciłam, on już nie leżał i nagle rzucił się na mnie zza drzwi. Wtedy jeszcze myślałam, że to głupi pomysł nawalonego chłopaka. Taka zabawa. Ale przestałam, kiedy nie słuchał, co do niego mówię. Powalił mnie na łóżko i dalej robił swoje.
Pierwszy raz w życiu byłam przerażona jego obecnością przy mnie. Bałam się, co mu strzeli do głowy. Przykrył mi głowę poduszką, żebym przypadkiem nie wrzeszczała, podniósł moją koszulę nocną i normalnie mnie zgwałcił. Wiem, że niektórzy uważają, że facet ma do tego prawo, skoro ma kobietę w domu, ale mnie to nie przekonało. Bolało mnie fizycznie, a jeszcze bardziej psychicznie. Momentalnie wytrzeźwiałam i kiedy usnął, wyniosłam się z mieszkania do koleżanki.
Przez pół roku nie było kontaktu. Próbował, ale brało mnie na jego widok obrzydzenie. Swoje zrobiły też przyjaciółki, którym opowiedziałam o tym wszystkim. Utwierdzały mnie w przekonaniu, że to był brutalny gwałt i przestępstwo. Powinnam to zgłosić na policję i wymierzyć mu karę. Sama tak wcześniej myślałam, ale coraz bardziej zaczynałam się w to wkręcać. A potem nagle mi przeszło. Doceniłam jego starania, kilka spotkań i znowu jesteśmy razem. Jest trochę nieufności, ale na pewno nie przestaliśmy się kochać.
Wtajemniczone koleżanki twierdzą, że jestem jego podwójną ofiarą. Najpierw mnie zgwałcił, a teraz znowu mnie od siebie uzależnił. Sama nie wiem, ile w tym jest prawdy. Może ja przesadzam z opisem tej sytuacji? Przecież to nie był jakiś obcy facet, który dopadł mnie w krzakach, ale mój ukochany chłopak. Może taką miał fantazję? W końcu nic strasznego się nie stało. Dałam mu szansę i nic takiego już się nie powtórzyło. Chyba dobrze zrobiłam?
J.