Mieszkam z rodzicami w małej klitce, bo na nic więcej nas nie stać. Studiuję na państwowej uczelni, nie mam samochodu, poruszam się komunikacją miejską, nie jadam w lokalach, rzadko imprezuję, mój telefon kosztował 150 zł, laptop ledwo zipie i wiecie co? Czuję się szczęśliwa. Mam wokół siebie ludzi, którzy mnie kochają i którym nie trzeba imponować bogactwem.
Myślę, że u innych tak to nie wygląda. Wystarczy, że spojrzę na koleżanki z roku. Podjeżdżają pod uczelnię audi albo innym bmw, w jednej ręce iphone, w drugiej chanelka. Wystrojone, opalone, notatki robią na macbooku. Ale jakoś nie widzę, żeby się uśmiechały. Normalni ludzie ich nie lubią, a nawet wydaje mi się, że one same siebie nie lubią.
Pieniądze naprawdę nie dają szczęście, a nawet uważam, że je odbierają. Pod tym względem czuję się od nich lepsza.
fot. Thinkstock
Może nie mam szafy pełnej markowych ubrań, ale mam prawdziwych przyjaciół. One chyba nie znają tego słowa. Dla nich relacje z ludźmi zawsze oznaczają układ. Ja dam coś tobie, ty mnie i razem zrobimy na tym interes. Pokażemy się razem, ktoś to skomentuje i super. A ja po prostu koleguję się z tym, kogo lubię i nie muszę nic nikomu załatwiać, żeby czuć jego sympatię. Brak pieniędzy daje wolność, bo nikogo nie podejrzewam o interesowność.
Jakoś mnie nie bawią te gadżety, hotele, fotki z dzióbkami i ciągły lans. Jak chcę odpocząć, to kładę się do swojego łóżka i jestem szczęśliwa. Jak chcę zaszaleć, to robimy ze znajomymi domówkę. Bez sushi i martini, wystarczą nam chipsy i piwo. Jestem zwykłą dziewczyną, którą cieszą zwykłe rzeczy i kocham swoje biedne życie.
Bogaczki chyba mogą mi tego zazdrościć, bo one ciągle chodzą znerwicowane...
fot. Thinkstock
Dla nich emocje to sprawa drugorzędna, bo najpierw trzeba się pokazać, sprawdzić, czy to im się opłaca. Ich życiem rządzi słynne „co ludzie powiedzą”. A ja mam to gdzieś, żyję po swojemu i naprawdę trudno mnie wyprowadzić z równowagi. Myślę, że kasa bardzo by to skomplikowała. Lubię jasne sytuacje i normalność, a nie ten fałsz.
Trochę w tym momencie filozofuję, ale do napisania tego skłoniła mnie rozmowa z koleżanką. Chociaż to za dużo powiedziane, bo chodzi o dziewczynę ze studiów. Ona mi się przyznała, że może porfel jej się nie domyka, ale rodzice się rozwodzą, nikt jej nie lubi i czuje presję, żeby ciągle udowadniać swoją wartość.
Tak chyba nie wygląda szczęśliwe życie. Dziękuję rodzicom, że się za bardzo nie dorobili.
Dagmara