Zapisałam się ostatnio na zajęcia do domu kultury i tam poznałam pewną dziewczynę. Myślałam, że takie rzeczy się nie zdarzają, bo nikt nie jest aż tak głupi. Ona mi się przedstawia - a ja nie wiem co mam zrobić. Mało brakowało, a ryknęłabym śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać, bo dziewczyna ze średniej wielkości mieściny, która ma na imię Ashley, to jest jakaś kpina.
Jej rodzicom pozostaje pogratulować fantazji, bo nie wiem jak bardziej można ośmieszyć dziecko. Najpierw sobie pomyślałam, że ona żartuje. Może taki pseudonim artystyczny. A ona, że nie. Naprawdę ma takie imię w dokumentach. Wtedy już mi się nie chciało śmiać, bo zaczęłam jej normalnie współczuć. Ile upokorzeń ją czeka w życiu?
fot. Unsplash
Nie wyobrażam sobie funkcjonowania z takim piętnem. Wokół Agnieszki, Moniki, Pauliny, a tu czarna owca - Ashley. Dlaczego, po co, do czego to pasuje? Nikt się nad tym nie zastanowił widocznie. Nazwisko ma takie pospolite, że jej dane osobowe brzmią jak jakiejś postaci z kabaretu. Ashley Paździoch. Nazwisko zmyśliłam, ale to mniej więcej taki sam poziom.
Nawet nie wiem jak mam się do niej zwracać, a chyba będę musiała. Jesteśmy razem w grupie i czasem trzeba współpracować. „Aszli”? „Aszlej”? Może lepiej „Asz”? Poczułabym się prawie jak w Ameryce, ale serio już mnie to nie bawi. Chciałabym poznać jej rodziców, bo mam pewne podejrzenia. Tata ma pewnie wąsy i jeździ taksówką, a mama blond włosy i tipsy.
fot. Unsplash
W sumie dobrze, że kogoś takiego poznałam, bo teraz przynajmniej nie będzie mnie korcić, by własne dzieci tak światowo nazywać. Prawda jest taka, że wychodzi wiocha. Jak jej nie wstyd się przedstawiać? Współczuję jej. Każda nowa osoba w towarzystwie albo zmiana szkoły to musi być dla niej przeżycie. Chociaż nie wiem, albo udaje, albo wcale nie czuje się pokrzywdzona.
Ja bym się czuła, bo wolę być zwykłą Eweliną, niż jakąś pretensjonalną Ashley. Powinna jak najszybciej wyjechać na Zachód, bo w Polsce tylko się ośmiesza.
Ewelina