Prawie dokładnie 6 lat temu zostałam matką chrzestną. Pierwszy i najprawdopodobniej ostatni raz. Zgodziłam się, bo co mi szkodzi? Przecież to się nie wiąże z żadnymi obowiązkami. Ewentualnie droższe prezenty na komunię i kiedyś na ślub. No i mam chrześnicę, córkę mojej kuzynki. Szybko okazało się, że mają wobec mnie ogromne wymagania - przede wszystkim finansowe. Jak trzeba coś kupić drogiego, to przecież chrzestna nie odmówi. No i nie odmawiałam, bo czułam presję. Każde jej urodziny, imieniny, zakończenie roku w przedszkolu albo cokolwiek, to kolejny kosztowny upominek.
Nie wybierałam ich sama. Najpierw wszystko sugerowała kuzynka, a teraz bezpośrednio moja chrześnica. Jest przy tym niezłą aktorką, ale zawsze wiadomo o co chodzi. Jak tylko zbliża się jakaś okazja, to ona mnie zagaduje, że jej koleżanka ma coś fajnego albo była z mamą w sklepie i coś widziała, a ona nie mogła jej kupić. Bierze mnie na litość i zawsze osiągała swój cel. Tak było z tabletem, aparatem, firmowym plecakiem i wieloma innymi rzeczami.
Zobacz również: LIST: „Czy można zmienić matkę chrzestną? Ona w ogóle nie interesuje się dzieckiem i skąpi na prezenty!”
fot. Unsplash
I wiecie co? To dla mnie bardzo niekomfortowe, odbieram to jako szczyt bezczelności i czuję się dojną krową, ale nic nie potrafię z tym zrobić. Jak mam się sprzeciwić, żeby nie obrazić kuzynki, nie urazić chrześnicy i przy okazji nie wywołać wojny w rodzinie? Pieniądze to delikatna kwestia, a mnie już po prostu nie stać na takie prezenty. Przeniosłam się do droższego mieszkania, mam wiele swoich spraw i nie mogę sobie pozwolić na wydanie kilkuset złotych kilka razy w roku. Teraz coś wspominała o kursie tańca w domu kultury. 500 zł rok.
Czy ja jestem jej matką? Chrzestna to tylko honorowy tytuł i nie powinien się wiązać z takimi obciążeniami. Kocham ją bardzo i zawsze będę się o nią troszczyć, ale to wszystko sprowadza się do tego, że nasza bliskość ma swoją cenę. Jak ciocia kupi, to znaczy, że jest fajna. Jak odmówi, to niech spada na drzewo, bo po co mi taka chrzestna. Na komunię to pewnie zażądają ode mnie komputera za 5 tysięcy albo wakacji w Hiszpanii.
Zobacz również: LIST: „Odmówiłam zostania matką chrzestną. Mam już dwoje chrześniaków i nie wyrabiam finansowo!”
fot. Unsplash
Przykro mi, że tylko do tego się to sprowadza. Tak naprawdę nie widuję się z chrześnicą bez okazji. Nie ma tak, że kuzynka dzwoni i mówi „wpadnij, mała się ucieszy”. Chyba, że „wpadnij”, a w domyśle „z prezentem, o którym ci wspominała”. Jestem dostawcą drogich upominków.
Kiedy ostatnio zaproponowałam, że spędzę z nią całą sobotę, to od razu było - a do którego sklepu z nią pójdziesz? Bo właśnie szukamy bluzeczki na lato i może akurat… Mała też - a co mi ciociu kupisz? A ja chciałam ją tylko wziąć na spacer, może do kina, na ciastka do cukierni…
Ostatecznie się wycofałam. Powiedziałam, że wezwali mnie do pracy. Czy takie traktowanie się kiedyś skończy?
A.
Zobacz również: Czy mogę zostać chrzestną? 7 przeszkód, które mogą to uniemożliwić