Zdrowe jedzenie to jest ostatnio modny temat, ale dla niektórych też bardzo trudny. Ja się tym nie obnoszę, nikogo do niczego nie namawiam, a i tak mam ciężko. Jak tylko się wyda, że nie jem mięsa, to jest atak – a dlaczego, co to komu szkodzi, oszalałaś. A jak powiem, że nie jem żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego, to się okazuje, że jestem... ateistką, lewaczką, socjalistką i hipsterką.
Ludziom strasznie łatwo przychodzi ocenianie innych i to z byle powodu. Bo co to kogo obchodzi, czym ja się żywię? Czy kotleciki jaglane zamiast karkówki czynią ze mnie gorszego człowieka? Niby głupie pytanie, ale chyba niektórzy mają wątpliwości.
Rodzina nie ma nic przeciwko moim wyborom, a najgorzej komentują to młodzi. Wszyscy gadają to samo, jak automaty i nic nie wiedzą o weganizmie. Ale wypowiedzieć się trzeba. Bo tylko dziwaki przejmują się zwierzątkami, rośliny też cierpią i tak dalej...
fot. Thinkstock
Najgorsze przejścia miałam ze znajomymi. Nie z przyjaciółmi, bo oni mnie wspierają, ale takimi, których widuję raz na jakiś czas. To od nich słyszę, że ulegam głupiej modzie, chcę być alternatywna, pewnie wpadłam w sidła sekty. Normalni ludzie jedzą mięso, a takie dziwaki jak ja nie dożywają starości. Zagłodzę się na śmierć.
Na dodatek robię wszystkim problem, bo co mi podać, skoro nic nie jem? Denerwuje ich, że jak jesteśmy w lokalu, to pytam o składniki, na jakim tłuszczu smażą, czy w daniu nie ma żelatyny, miodu, jajek itd.
Ogólnie wszystko im nie pasuje, co dotyczy mojego stylu życia, więc z większością się już nie widuję. Mam taką teorię, że to wszystko z zazdrości.
fot. Thinkstock
Człowiek się obżera zwierzęcym tłuszczem i podobnymi przysmakami, tyje, ledwo się rusza, ma problemy żołądkowe. Obok jest ktoś, kto je same zdrowe rzeczy i na dodatek nie krzywdzi zwierząt. Musi mieć mocny charakter, skoro daje radę. I to wkurza, bo ten ktoś jest lepszy, mądrzejszy, bardziej świadomy.
Osoby, które się mnie czepiają muszą mieć jakiś kompleks. Może sami kiedyś próbowali zmienić dietę? Albo boją się tego, bo wiedzą, że nie podołają? Coś w tym musi być, bo zazwyczaj krytykują mnie ludzie zaniedbani, którym jest wszystko jedno.
I odkąd to rozumiem, to nawet się tak nie wkurzam. Żal mi ich.
Ola