Może jestem dziwna, ale zawsze bardzo wcześnie zaczynałam kupować prezenty pod choinkę. Jak coś mi wpadło w oko we wrześniu, to potrafiłam to kupić i trzymać przez kilka kolejnych miesięcy. Do końca listopada to miałam już wszystko. Nawet już zapakowane i podpisane... Nienawidzę robić zakupów w grudniu i dlatego tak mi było wygodniej. W tym roku jest inaczej i do tej pory nie mam nic dla nikogo...
Pomysły jakieś były, ale ciągle zwlekałam. Tak naprawdę, to nie wiem, czy warto się aż tak starać. Od kilku lat dawałam bardzo fajne, często drogie prezenty, bo mogłam sobie na to pozwolić. To nie było tak, że jednego dnia kupowałam wszystko i przepuszczałam całą pensję. Systematyczne zakupy i jakoś tego strasznie nie odczuwałam. Każdy powinien tak robić.
I co w zamian? Zazwyczaj jakaś tania beznadzieja. Wolałabym nic nie dostać, niż taki szajs. To kiepsko świadczy o Mikołajach w mojej rodzinie.
fot. Thinkstock
W zeszłym roku przeżyłam chyba największy zawód, bo naprawdę się wykosztowałam. Stwierdziłam, że zaoszczędzę i dam im to, co na pewno im się przyda. No i wyszło tak, że brat dostał nowy aparat fotograficzny za kilkaset złotych. Dla taty miałam tablet, bo ciągle mówił, że by chciał, ale mu szkoda pieniędzy. Mama dostała ciśnieniowy ekspres do kawy. Nie taki za kilka tysięcy, ale to też trochę kosztowało.
Byłam szczęśliwa, że mogę im zrobić takie niespodzianki. Reszta też dostała fajne upominki. Nie liczyłam na nic w zamian, bo lubię dawać prezenty, ale bez przesady... Ja znalazłam pod choinką tylko dwie paczki. Jak łatwo się domyślić, jedna od rodziców i brata, a druga pewnie od babci. Apaszka z sieciówki, nawet wiedziałam za ile, bo zapomnieli zerwać metkę i zestaw kosmetyków najzwyklejszej marki...
I po co się tak starałam?
fot. Thinkstock
W mojej rodzinie nie ma biedy. Jest raczej średnio, więc jakby chcieli, to mogliby się jakoś bardziej do tego przyłożyć. Ale jak ktoś odkłada prezenty na ostatni tydzień przed świętami i już nie ma kasy, to nie ma się co dziwić. Nie wiem, czy mnie dobrze zrozumiecie. Ja nie liczę na jakieś drogie rzeczy, ale gdyby to chociaż były przemyślane upominki...
Było mi podwójnie głupio. Dostałam byle co, na odwal się. A na dodatek oni mogli poczuć się zakłopotani. Chociaż nie sądzę, bo co roku powtarza się to samo.
Nie wiem naprawdę jak teraz postąpić. Byle czego kupować nie będę, a chyba szkoda moich nerwów i pieniędzy na jakieś super prezenty. Nikt tego nie docenia.
Anna