Przyznaję, że dałam się nabrać. Myślałam, że jak moje idolki coś sprzedają i reklamują, to coś musi w tym być. Uległam i przez kilka tygodni żywiłam się głównie ich „zdrowymi” przekąskami. Tylko nikt mi wcześniej nie powiedział, że to nie jest jedzenie dla każdego. Żeby móc sobie pozwolić na taki przysmak, to wcześniej trzeba przejść przez morderczy trening i spalić milion kalorii!
Dopiero po fakcie zaczęłam przyglądać się tym produktom. Wydają się takie fit, a są bardziej kaloryczne od normalnych słodyczy. Może i zdrowsze, bo z lepszych składników i bardziej odżywcze, ale to od kalorii większość ludzi tyje. Jestem na to najlepszym przykładem. Przez miesiąc przybyło mi prawie 5 kilogramów i teraz nie wiem jak je zgubić. Czuję się oszukana.
fot. Unsplash
Nie jestem ekspertką, która regularnie ćwiczy na siłowni i skończyła dietetyką. Jestem zwykłą dziewczyną szukającą sposobu na zdrowsze życie i zgrabniejszą sylwetkę. Z wyjątkowo marnym skutkiem. A naprawdę nie objadałam się tymi wszystkimi batonami, tabliczkami i kulkami mocy. To była jedna z przekąsek w ciągu dnia. Okazało się, że dla mnie wyjątkowo zgubna. Człowiek płci grube pieniądze i jeszcze od tego tyje.
Moja aktywność fizyczna jest raczej średnia. Codziennie sporo chodzę, w weekend się przebiegnę, czasem dam się namówić na jakąś jogę albo jeden trening na siłowni. Te produkty nie są dla takich ludzi, ale prawdziwych sportowców. Takich, którzy wylewają hektolitry potu każdego dnia. Tylko kto o tym głośno mówi?
fot. Unsplash
Nasze idolki przekonują nas, że to zdrowa alternatywa dla każdego. Pod warunkiem, że tycie jest zdrowe, bo kilka kilogramów do przodu w zaledwie kilka tygodni raczej mi się nie widzi… Tak, jestem naiwna i dałam się nabrać. Ale wiem, że nie tylko ja, więc chciałam o tym głośno powiedzieć.
Może przeczyta to jakaś zakompleksiona dziewczyna, która uwierzyła, że dzięki batonikom za 5 zł zmieni się na lepsze. NIE ZMIENI.
Istnieją lepsze i tańsze sposoby!
Katarzyna