Cześć, jestem Marta i od początku roku akademickiego mieszkam w Warszawie. Jestem z tego bardzo zadowolona, bo jeszcze rok temu nawet nie mogłam marzyć o życiu w dużym mieście. Pochodzę też niby z miasta, ale bardzo małego i zamkniętego. Tam ludzie nie mają za bardzo co robić. Są sklepy, kościoły, jedna dyskoteka i kilka restauracji, na które nikogo nawet nie stać. Ogólnie to nuda i już nie wyobrażam sobie, żeby tam wrócić. To niby moje miejsce, ale zobaczyłam inny świat i naprawdę nie tęsknię.
Jeżdżę do domu, bo rodziny mi brakuje. Przynajmniej raz w miesiącu wsiadam w pociąg i spędzam z nimi weekend. Szczerze mówiąc, to nawet mi się nie chce wychodzić z domu. Wolę się nimi nacieszyć, bo u nas i tak nie ma co robić. Ze znajomymi kontakt się trochę pogorszył i właśnie nie wiem, z czego to wynika. Widujemy się rzadziej, ale czy to powód, żeby mnie aż tak olewać? Czasami mi się wydaje, że to wina ich kompleksów. Czują się ode mnie gorsi?
fot. iStock
Dla mnie to głupie, ale próbuję zacząć myśleć, tak jak oni. Im się nie udało nigdzie wyjechać, dalej mieszkają z rodzicami, w małym mieście, w którym nic się nie dzieje... A tu ich znajoma wyjeżdża, na dodatek do stolicy, dobrze sobie radzi i chwali sobie nowe życie. Nie wiem, na ich miejscu może też czułabym się głupio. Niby dla żartu mówią, że „warszawianka przyjechała”, ale ja czuję w tym jakiś zarzut. Nie uważam, żeby nowe miejsce mnie zmieniło!
Jak już się pojawia ten temat, a trudno żeby ktoś nie wspomniał, to aż się czuję zakłopotana. Już mi się nie chce nawet mówić, co się dzieje w Warszawie i jak mi tam jest, bo widzę ich zdenerwowanie. Zastanawiam się, czy w ogóle jest sens się z nimi jeszcze spotykać. Skoro z zazdrości tak szybko zmienili o mnie zdanie... Tu nie chodzi tylko o moje odczucia, ale padło też kilka przykrych słów, które mi zapadły w pamięć.
fot. iStock
Mówienie z pogardą „warszawianka” jeszcze ujdzie, ale czasami o czymś mówimy, a kolega np. wyskakuje z tekstem „a jak to wygląda w cudownej stolicy?”. Z taką ironią. Albo „nie poruszajcie tego tematu, bo znowu zacznie gadać o Warszawie”. Dla nich przestało być ważne, kim ja jestem, ale gdzie mieszkam. To oni ciągle wracają do tego tematu, więc nie sądzę, żeby problem był naprawdę we mnie.
Wychodzą z nich kompleksy, a ja stałam się taką dziewczyną do bicia. Zdradziłam ich, miałam czelność spełniać marzenia i coś robię ze swoim życiem, a oni nie mają możliwości. Świat jest niesprawiedliwy i w ogóle tragedia. A wystarczy ruszyć tyłek... Ja też nie pochodzę z bogatej rodziny i nikt mi niczego nie załatwił.
Myślicie, że oni mnie już zupełnie skreślili?
Marta