Czy już żaden facet na świecie NIE CHCE SIĘ ANGAŻOWAĆ?! Ana, 20 l.

Nigdy bym się nie spodziewała, że kiedykolwiek sama będę autorką listu do Was, zwracając się ze swoim problemem.  Zdarza mi się czytywać Papilota i pewnie większość  z Was powie, że taki problem to nie problem, że czas leczy rany, jestem młoda i wszystko przede mną, ale przez to, co dzieje się w moim życiu od kilkunastu miesięcy straciłam nadzieję na lepsze… wszystko.  Mam świadomość tego, że spotkam się z różnymi komentarzami, ale wierzę w to, że chociaż niektóre mi pomogą. Chciałabym ułożyć to wszystko w miarę przejrzysty, prosty opis, więc zacznę od początku. Mam 20 lat, pochodzę z dobrej rodziny z dość małej miejscowości. Nie mogę powiedzieć, że jestem brzydka, oczywiste, że mam kompleksy, nawet sporo, ale jako wysoka, szczupła, zadbana, miła i uśmiechnięta nie narzekałam na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej.  Nieśmiałość zwalczyłam dopiero w liceum, ale do zbyt pewnych siebie gwiazd towarzystwa też nie należę. W szkole byłam lubiana, nauczyciele zawsze zachwalali moją zaradność, ambicęe i to że jestem taka ułożona, porównując z otoczeniem…  Jednak mieszkanie w małej miejscowości w ogóle mnie nie cieszyło, wręcz przeciwnie – od gimnazjum MARZYŁAM tylko o jednym – skończyć liceum i wyjechać na studia do wymarzonego od dawna wielkiego miasta.  
03.04.2014

Nigdy bym się nie spodziewała, że kiedykolwiek sama będę autorką listu do Was, zwracając się ze swoim problemem.  Zdarza mi się czytywać Papilota i pewnie większość  z Was powie, że taki problem to nie problem, że czas leczy rany, jestem młoda i wszystko przede mną, ale przez to, co dzieje się w moim życiu od kilkunastu miesięcy straciłam nadzieję na lepsze… wszystko.  Mam świadomość tego, że spotkam się z różnymi komentarzami, ale wierzę w to, że chociaż niektóre mi pomogą.

Chciałabym ułożyć to wszystko w miarę przejrzysty, prosty opis, więc zacznę od początku. Mam 20 lat, pochodzę z dobrej rodziny z dość małej miejscowości. Nie mogę powiedzieć, że jestem brzydka, oczywiste, że mam kompleksy, nawet sporo, ale jako wysoka, szczupła, zadbana, miła i uśmiechnięta nie narzekałam na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej.  Nieśmiałość zwalczyłam dopiero w liceum, ale do zbyt pewnych siebie gwiazd towarzystwa też nie należę. W szkole byłam lubiana, nauczyciele zawsze zachwalali moją zaradność, ambicęe i to że jestem taka ułożona, porównując z otoczeniem…  Jednak mieszkanie w małej miejscowości w ogóle mnie nie cieszyło, wręcz przeciwnie – od gimnazjum MARZYŁAM tylko o jednym – skończyć liceum i wyjechać na studia do wymarzonego od dawna wielkiego miasta.

 

Przez całe wakacje po maturze byłam tak podekscytowana i szczęśliwa, że w końcu wyjeżdżam,  zacznę nowe życie, wszystko będzie cudowne, idealne. Studia na technicznym kierunku, mieszkanie z dobrymi znajomymi, no i w końcu... znalezienie PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI, co w „domu” mnie nie spotkało. Oczywiście… spotykałam się z wieloma chłopakami, ale do żadnego nie poczułam czegoś, co mogłabym nazwać miłością.  A tłumaczyłam to jednoznacznie: NA WSI I MAŁYM MIEŚCIE PO PROSTU NIE MA FACETA DLA MNIE. Zawsze coś było nie tak, zawsze to ja ich odrzucałam, wyliczając: ten nie ma ambicji,  drugi z kolei przystojny, ale w głowie niewiele, i tak po kolei… Być może przeceniałam siebie wierząc że zasługuję na kogoś lepszego.

Nie załamywałam się szczególnie w takich momentach, po prostu mówiłam sobie: Jeszcze chwilę, kończysz szkołę, wyjeżdżasz, a na studiach poznasz podobnych do siebie ludzi i w końcu będziesz z kimś, przy kim będziesz czuć się dobrze, kogo pokochasz, kto pokocha ciebie.

Miałam silne poczucie braku bliskiej osoby, chcę kochać i być kochaną, dzielić się z ukochaną  osobą wszystkim, czym tylko można, ale… życie decyduje, że będzie inaczej, Teraz, będąc już na drugim semestrze studiów, powiem jedno: Jestem NA SKRAJU załamania nerwowego, ale… po kolei. Nadszedł październik, zaczęłam poznawać bardzo wielu ludzi, często wychodziłam, domówki, imprezy… A co za tym idzie, w otoczeniu było bardzo wielu facetów. W większości znajomi znajomych, więc wspólnych tematów nie brakowało. Nie chcę się rozpisywać ale od października spotykałam się z kiloma ŚWIETNIE ZAPOWIADAJĄCYMI SIĘ kandydatami na faceta. Pierwsze spotkania: każdy zaangażowany, obiecujący i deklarujący chęć bycia razem, a nagle – boom! Zrywa znajomość. Na początku nie robiłam z tym nic, później pytałam wprost: o co chodzi? I słyszałam „Nie chcę się angażować. To moja wina” itd… Smutek, rozczarowanie, złość, cierpienie zbierały się we mnie coraz bardziej. Aż do pewnego momentu, który nieodwracalnie mnie zmienił.

Studencki czwartek. Leżałam w łóżku chcąc spędzić wieczór w samotności oglądając filmy. Współlokatorzy zachęcali: Chodź z nami, będą nasi znajomi, posiedzimy, porozmawiamy… Uległam namowom i wyszłam, ale czułam się fatalnie, siedziałam tam jak za karę, podczas gdy inni świetnie się bawili, rozmawiali, żartowali. W pewnym momencie usiadł koło mnie znajomy kolegi. Znaliśmy się, ale nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy, bo po prostu nie miałam do niego śmiałości… Mówiłam mu, że nie czuję nastroju do zabawy, że nie potrafię się dziś tak po prostu wyluzować i ponieść imprezie… Zaczęliśmy rozmawiać. Była to rozmowa przez duże R. 

W końcu powiedział: Nie zmieniaj się, cieszę się, że taka jesteś, dobra, serdeczna, szczera, bezpośrednia, jesteś sobą, nie podporządkowujesz się innym. Bo ja znam Cię, mówili mi o Tobie, dobrze, że są jeszcze takie dziewczyny jak Ty. Coś we mnie pękło. Rozmawialiśmy całą noc, odprowadził mnie do domu, poprosił o numer. Powiedziałam co musiałam: Wiem, że i tak nie zadzwonisz, bo tak to już jest… Pocałunkiem udzielił odpowiedzi i na pożegnanie powiedział: Czuję że to na ciebie czekałem całe moje życie.  Nadzieja wypuściła we mnie nowe korzenie. Znowu zaczęłam się uśmiechać. Czułam się przy nim cudownie i ze świadomością, że on ze mną też. Zaczęło mi zależeć, chciałam się zaangażować, powtarzał, że tak bardzo mnie pragnie, a ja jego. Jak z bajki. NIGDY nie było mi z kimś tak dobrze. 

Nadeszło kolejne spotkanie, umówiliśmy się na następne, które się nie odbyło… Tak, czegoś tu brakuje. Odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Sama chciałam wiedzieć. Nagle przestał istnieć, nie odbierał telefonu, nie odpisywał na sms-y. Po  jakimś czasie postanowiłam do niego pójść i dowiedzieć się o co chodzi. Na mój widok zdębiał, nigdy wcześniej nie widziałam tak zszokowanej osoby! Ledwie wydukana odpowiedź brzmiała „Nie chcę niczego poważnego, to moja wina, przechodzę teraz ciężki okres w życiu”. ZNOWU. Znowu to samo, nie mogłam w to uwierzyć. Zaufałam, wierzyłam, odzyskiwałam nadzieję tylko po to, by zostać zranioną. Bardziej niż kiedykolwiek przeżywałam to wszystko. Bardzo boli, bo po co takie słowa, czyny, gesty, deklaracje… A „ciężki okres w życiu” to spędzanie każdego dnia tak samo, czyli wypijanie kilkunastu piw z kolegami przed komputerem. Bo wszyscy są tacy sami.

Od kilku tygodni prawie nie wychodzę, a jeżeli się już zdarzy to ZAWSZE go spotykam. Nawet na mnie nie spojrzy, jakbym nie istniała, bo pewnie dla niego mnie nie ma…

Nie wiem czy udało mi się opisać wszystko tak, jak wygląda to w mojej głowie. Boję się tego co nadejdzie, nie chcę wychodzić do świata, bo jest to dla mnie równoważne skazywaniu się na cierpienie, przyjaciele martwią się o mnie, dlatego wolę udawać, że jakoś daję radę. Przerażają mnie myśli o ponownym zaufaniu komukolwiek, na uczelni jestem tylko ciałem, bo myślami każdego dnia rozmyślam te sytuacje od nowa. Nic nie ma dla mnie sensu, czuję że nie mam dla kogo żyć, nie mam o co walczyć, kwestią czasu będzie pewnie rezygnacja ze studiów. 

Zawsze byłam wrażliwa, ale wytrzymała, a teraz nie czuję siły do walki, żadnej motywacji, ambicje zniknęły. Wiem, że nie będę już taka jak kiedyś. Pozytywne nastawienie umarło we mnie, bo ostatnie miesiące pokazują, że nie warto być dobrym, serdecznym dla ludzi, starać się i ufać… Straciłam wiarę w uczucia, w ludzi... Dlatego też piszę ten list, bo w ten sposób dokładnie opisuję co czuję, piszę o czym nie mówię nawet najbliższym mi osobom i chciałabym poznać Wasze zdanie na ten temat, co robić, jak żyć, bo sama nie umiem sobie z tym poradzić…

Ana

Polecane wideo

Komentarze (77)
Ocena: 5 / 5
Iza (Ocena: 5) 07.04.2014 18:13
Doskonale Cie rozumiem... równiez pochodze z małej miejscowości i jak dotąd nie mialam szczęśćia do facetów. Tez wiele razy zawiedli moje zaufanie mówiąc takie teksty. Ale pomimo tego ciągle wierze , że spotkam kiedys takiego który bez wahania wejdzie ze mną w poważny związek,. Trzeba byc optymistą :)
odpowiedz
ReReRE (Ocena: 5) 05.04.2014 17:55
.
odpowiedz
anka (Ocena: 5) 05.04.2014 17:38
dziewczyno! znalezienie miłości nie może być jedynym sensem w twoim życiu... olej to wszystko! skup się na sobie bo jesteś jeszcze bardzo młoda, rób to co lubisz. Może faceci widzą Twoje zdeterminowanie i tego się boją? nie każdy chce założyć rodzinę lekko po 20... i ja ich zupełnie rozumiem. Zmień swoje nastawienie i wszystko będzie ok :)
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 05.04.2014 13:22
o raju, kobieto, masz dopiero 20 lat i już takie parcie na związek? Nie dziwię się, że faceci uciekają. Studia to czas zabawy, a jeśli na samym początku dajesz do zrozumienia, że zamierzasz się zaangażować na śmierć i życie to oni uciekają. Nie widzę innej przyczyny. Zacznij się bawić jak inni, spotykac z facetami, wyluzuj, a miłośc sama przyjdzie :)
odpowiedz
OG (Ocena: 5) 04.04.2014 14:21
Cześć, przeszłam wszystko to o czym piszesz, wiem że teraz jest Ci ciężko, ale trzeba przez to przejść, żeby się czegoś nauczyć. W tym przypadku jest jedna złota zasada: to facet ma się o Ciebie starać, nie odwrotnie! Ty nie powinnaś robić NIC, co najwyżej okazać na początku zainteresowanie. Wielkie miłości nie przychodzą w jedną noc, jeżli facet po jedyn wieczorze mówi, że jesteś miłością jego życia, to wiedz, że coś tu jest nie tak. Przecież się nie znacie! Jesteś młoda jeszcze, to jest super okres, szkoda życia na cierpienia i energii na poszukiwania tylko tego jedynego, skoro sama nie wiesz jeszcze jaki powinnien być. Na razie testuj, pochodź na randki, kawki, kina. Nie angażuj się za wcześnie, nie daj sobie wmówić, że teraz albo nigdy. Prędzej czy później poznasz kogoś wartościowego, czasem później. Skup się na sobie i swoim rozwoju, rozwijaj swoje pasje, faceci lubią dziewczyny, które są skupione na sobie (na początku znajomości), a nie wieszają się na nich i orgaznizują sobie życie wokół ich życia. Mam cudwonego chłopaka, który pojawił się w najgorszym momencie, a znaliśmy się pół roku, zanim dałam mu szansę. Głowa do góry i powodzenia!
zobacz odpowiedzi (1)

Polecane dla Ciebie