Strasznie nie lubię rozmawiać o pieniądzach, ale inaczej się chyba nie da. Zwłaszcza, że odgrywają sporą rolę w moim związku. Na pewno nie z mojej winy, ale wiadomo, jacy są faceci. Każdy chciałby być bogaty, finansować randki, wyjazdy i tym podobne rzeczy, ale mało kogo na to wszystko stać. Mój chłopak studiuje na 3 roku, dziennie, a do tego bardzo trudny kierunek. Albo się uczy, albo spotyka się ze mną, albo śpi, więc na żadną dodatkową pracę nie ma szans. Utrzymuje się z tego, co dadzą mu rodzice. Na życie wystarcza, ale na przyjemności już nie.
Ja jestem w innej sytuacji, bo studiuję zaocznie i mogłam sobie pozwolić na to, żeby od pierwszego roku pracować. Od lat w tej samej firmie, coraz wyższe stanowisko i pieniądze. Nie jestem jakoś strasznie bogata, ale na pewno nie muszę przesadnie oszczędzać. Wydawało mi się normalne, że chcę się tym z nim podzielić. On czuje się z tym głupio i sama nie wiem, co z tym zrobić.
Żeby to dziwnie nie zabrzmiało – ja mu nie płacę za mieszkanie, nie pokrywam rachunków i nie daję kieszonkowego. Ale kiedy wymyślę, że moglibyśmy pójść do kina, lepszej restauracji, albo wyjechać na weekend, to wydaje mi się normalne, że za to zapłacę. Stać mnie, to co to za problem? W przeciwnym wypadku moglibyśmy siedzieć w domu, albo od wielkiego święta zjeść coś w fast foodzie. Ja lubię trochę inne klimaty. On też nie narzeka, ale tutaj odzywa się jego ambicja.
Już kilka razy mi odmówił i wymyślał jakieś niestworzone historie, żeby tylko nie pójść do klubu czy na obiad. Gdyby mógł mi postawić takie wyjście, to jestem pewna, że miałby czas i ochotę. Na razie nie zapowiada się na to, żeby jego sytuacja finansowa miała być lepsza, więc co robić? Unikać takich sytuacji, żeby nie było mu głupio? Nie chciałabym takiego związku. Czasami trzeba się rozerwać, a wiadomo, że to kosztuje.
Rozumiem, że to dla niego niekomfortowe, kiedy płacę rachunek w restauracji, albo kupuję bilety do kina. On stoi obok, jak jakiś ubogi krewny, a dziewczyna wszystko finansuje. Ale to wygląda tak tylko z jego perspektywy. Ja tak o tym na pewno nie myślę! Mam, to płacę. On kiedyś będzie miał, to sam zapłaci. Nie rozumiem za bardzo problemu. Bardzo się cieszę, że poświęca się nauce, bo kiedyś to przyniesie dobre efekty. Na razie nie powinien się tym przejmować.
A przejmuje się strasznie, bo nawet jak o tym nie mówi, to widzę to po jego minie. Jak mam go przekonać, że to nic złego? Już zdążyłam wykupić wyjazd w góry, bo on będzie miał przerwę między semestrami, a ja biorę urlop. Myślałam, że rozerwiemy się gdzieś z dala od miasta, ale z takim nastawieniem... Nie wiem czy się znowu zgodzi.
Paulina