Chciałabym opowiedzieć moją historię. Mam 27 lata, skończyłam studia, pracuję w dużej firmie i jestem w szczęśliwym związku z moim narzeczonym, ale... Tu wcale nie chodzi o niego, miałam bardzo fajne koleżanki na studiach, ale nie mam już z nimi takiego kontaktu, jak kiedyś To nie jest wina mojego chłopaka, tylko ich... Poznałam go w dziwnych okolicznościach i coś zaiskrzyło. Jak każdy młody człowiek potrzebuje się wyszaleć, tak i ja, jak i znajomi. Balowało się ze znajomymi ze studiów, ludźmi nowo poznanymi, to był szalony okres studencki.
W pewnym momencie odsunęłam się od koleżanek, ale miałam powód do tego. Nie będę zaczynać kolejnego wątku, ale niestety musiałam mieć jakiś szacunek dla siebie i odejść. Powiedziałam im, że jeżeli moje towarzystwo będzie im kiedyś potrzebne, to mają mój numer telefonu. Po jakimś czasie wyciągnęłam ponownie rękę, bo było mi smutno, chciałam zagadać, wyjść razem, ale nie zostałam zaproszona.
No cóż... W takim razie wykorzystałam swoją śmiałość i poznałam masę nowych ludzi. Z dnia na dzień miałam mnóstwo nowych znajomych, ciągłe wyjazdy, eventy... Działo się! W ciągu miesiąca poznałam możne 200 -300 osób, było świetnie, poznałam bratnie dusze, wariatów, psychopatów, przyjaciół, same pozytywy. Nie zapomniałam o moich starych znajomych, chciałam by oni poznali moją nową ekipę, ale oni nie chcieli mieć ze mną kontaktu. Unikali nawet słowa „cześć”, kiedy mnie mijali. Na początku płakać mi się chciało, ale jak to się mówi - znajomi ze studiów czasami się rozchodzą. Nie w tym sęk.
Wyobraźcie sobie, że osoby z którymi trzymałam się na studiach, głównie koleżanki, odsunęły się ode mnie, mimo że łączą nas ogromne tajemnice, których po grób nie wyjawię, bo obiecałam.
Znienawidziły mnie, bo nie czekałam na nie aż im foch minie. Nie chciałam się płaszczyć, żeby łaskawie mnie znowu przyjęły do swojego grona. Zaznaczam, że nigdy złego słowa o tych osobach nie mówiłam. A tu dowiaduję się, że przez ten czas, kiedy się nie widywałyśmy, zaczęły mnie oczerniać wśród moich współpracowników.
Opowiadały wszystkim, że jestem dziw***, puszczalską, szukam sponsora... Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Dowiedziałam się tego niedawno, ale teraz rozumiem już dziwne pytania kolegów z pracy „to gdzie dziś idziesz wieczorem?” albo „ten twój facet robi ci jakieś drogie prezenty?”. Jak powiedziałam o tym narzeczonemu, to stwierdził, że nie powinnam się przejmować, ale ja nadal czuję smutek... Dlaczego tak to się skończyło?
M.