Od kilku tygodni mam wrażenie, że coś we mnie „zgasło”. Rano wstaję, i nic. Praca, którą kiedyś robiłam z jakimś minimalnym zaangażowaniem, teraz ciąży mi jak kamień. Nie mam siły umawiać się z przyjaciółmi, bo myśl o spotkaniu wydaje mi się obciążająca, a rozmowy mnie męczą. Kiedy patrzę na rzeczy, które kiedyś sprawiały mi przyjemność, np. książki, spacer, zakupy, czuję obojętność, jakby wszystko było bez sensu.
Zobacz także: Jestem załamana brakiem kultury u mężczyzn w moim najbliższym otoczeniu
Nie wydarzyło się nic dramatycznego, co tłumaczyłoby ten stan. Nie przeszłam rozwodu, nie straciłam pracy, nie miałam poważnej straty w rodzinie, a jednak pojawiło się poczucie bezsensu jakby wszystko, co robię, było tylko odhaczaniem obowiązków. Czasem myślę, że to przemęczenie albo chwilowy kryzys, innym razem boję się, że to coś poważniejszego. Nie potrafię nawet nazwać, czego mi brakuje. Po prostu brak mi jakichkolwiek chęci.
Boję się powiedzieć o tym bliskim, bo nie chcę ich obciążać. Czy ktoś tutaj miał podobnie i co wtedy zrobił? Jak przekonać się do wyjścia z domu, rozmowy z przyjaciółmi, albo przynajmniej do tego, żeby wstać z łóżka z poczuciem, że dzień ma sens?
Marta