Mam 30 lat i jestem żoną od półtora roku. Mój mąż jest odpowiedzialny, dba o dom, rachunki. Ale kiedy tylko próbuję zadbać o siebie, pojawiają się problemy. Za każdym razem, gdy chcę wyjść z koleżankami, choćby na kawę, kino, babskie spotkanie, zaczyna się obraza, fochy, komentarze: a po co ci one, nie masz już rodziny? znowu gdzieś lecisz?
Nigdy nie powiedział wprost: nie wolno ci, ale mówi to między wierszami. Milczeniem. Sarkazmem. Poczuciem winy, które we mnie wzbudza. W efekcie coraz częściej rezygnuję z wyjść, żeby nie było kłótni.
Zobacz także: Moja teściowa wchodzi bez pukania i uważa, że to normalne
Nie rozumiem, dlaczego kontakt z koleżankami, który kiedyś był dla niego czymś normalnym, dziś jest traktowany jak zagrożenie dla naszego małżeństwa. Nie chcę żyć w ukryciu, nie chcę tłumaczyć się z każdej godziny spędzonej poza domem. Jestem dorosłą kobietą, a czuję się jak nastolatka na warunkowej przepustce.
Powinnam postawić granice, ale nie wiem, jak. Za każdym razem kończy się tak samo.
Milena