Od miesięcy obserwuję w mojej firmie sytuacje, które można określić tylko jednym słowem, mobbing. Publiczne poniżanie, ironiczne komentarze, traktowanie jednych pracowników jak gorszych tylko dlatego, że mają inne zdanie albo odważyli się poprosić o wolne. To nie są jednorazowe gorsze dni przełożonego, tylko działanie, które powtarza się regularnie.
Najgorsze jest to, że wszyscy w firmie o tym wiedzą. Widzimy, jak jedna koleżanka zaczęła nagle znikać na zwolnieniach lekarskich, jak drugi kolega unika rozmów, bo lepiej się nie wychylać. Widzimy to i nic z tym nie robimy. Boimy się, bo szef ma swoje układy z zarządem.
Zobacz także: Ile zarabiają polscy lekarze? Od minimalnych pensji po ponad 100 tys. zł miesięcznie
Właśnie od tego wszystko się zaczyna. Od milczenia i przymykania oka. Od przekonywania samych siebie, że wszędzie tak jest.
Pisze się tyle o zdrowiu psychicznym, a tymczasem w wielu biurach i instytucjach panuje ciche przyzwolenie na przemoc emocjonalną. Bo nie krzyczą, nie biją, nie wyzywają wprost, ale za to codziennie podważają czyjąś wartość, próbują złamać kogoś od środka.
Szukam, bezskutecznie póki co, nowej pracy, ale boli mnie, że ja odejdę, a te okropne praktyki w tej firmie zostaną. Nawet jeśli próbowałabym cokolwiek z tym zrobić, nikt do mnie nie dołączy ze strachu.
Marta