Poznałam niedawno chłopaka, z którym wymienialiśmy wiadomości przez kilka dni. Wydawał się sympatyczny. W końcu padła z jego strony propozycja spotkania. Myślałam, że zaprosi mnie na kawę, czy nawet spacer. Nic z tych rzeczy. Zapytał mnie, czy chciałabym przyjść do niego do domu na „miły wieczór przy filmie i winie”. Od razu odmówiłam, bo poczułam się bardzo niekomfortowo. Dla niego to był szok, że ja w ogóle mam jakieś obawy przed takim spotkaniem.
Zobacz także: Nie mam żadnych oszczędności. Wszystko wydaję na bieżąco…
Czy naprawdę doszliśmy do momentu, w którym zapraszanie kobiety do swojego mieszkania na pierwszą randkę jest czymś normalnym? Dla mnie taka propozycja to brak wyczucia i nieodpowiednie podejście. Przecież pierwsze spotkanie to czas, w którym chcemy się lepiej poznać w bezpiecznej, neutralnej przestrzeni. Ja nie znam tego człowieka, nie wiem, co mógłby mi zrobić w swoim mieszkaniu. Może nic, ale obawy z tyłu głowy przecież są.
Odmówiłam mu i zaproponowałam wspólną kawę na mieście. Usłyszałam, że przesadzam z tym lękiem i że on nie ma złych zamiarów. „Do niczego nie musi dojść, jak nie będę chciała”. Zakończyłam znajomość, bo ewidentnie chodzi mu tylko o jedno. Ręce opadają.
Martyna