Od dwóch miesięcy chodzę regularnie na siłownię. Miało być to dla mnie sposobem na poprawę kondycji, zdrowia i odreagowanie codziennego stresu. Niestety moje treningi zamieniły się w koszmar przez zachowanie jednego z mężczyzn, który też tam bywa.
Na początku były to jedynie spojrzenia, które ignorowałam, bo pomyślałam, że może jestem przewrażliwiona. Później zaczęły się komentarze, z pozoru błahe, ale zawsze nacechowane podtekstem. Kiedyś powiedział, że „lubi patrzeć, jak się schylam”. Innym razem zauważył, że mam „dobre ciało do pokazania”. Za każdym razem czułam ogromny dyskomfort, ale nie wiedziałam, jak zareagować.
Zobacz także: Podczas kłótni wyszedł i nie wrócił na noc. Nie wiem, co mam o tym myśleć
W ostatnim tygodniu sytuacja eskalowała. Ten człowiek zaczekał na mnie przy wejściu do szatni i dotknął mojego ramienia, komentując, że dobrze mi idzie. Poczułam się sparaliżowana. Kotłowała się we mnie złość, ale nie byłam w stanie nic powiedzieć ani zrobić.
Za karnet zapłaciłam parę miesięcy do przodu. Po tym czasie pewnie poszukam innej siłowni, choć ta mi pasuje najbardziej, bo jest blisko domu. Myślałam też o chodzeniu na inne godziny niż do tej pory, ale ze względu na pracę najbardziej pasują mi popołudnia i weekendy z rana. Rozważałam jeszcze jedną rzecz, czyli rozmowę o tym człowieku z dziewczynami, które pracują na recepcji, ale nie znam ich, nie chcę wyjść na przewrażliwioną. Bo co im powiedzieć: wywalcie go, bo on do mnie zagaduje? Nie chcę, żeby ktokolwiek bagatelizował moje doświadczenia czy uznał je za przesadę. Trzeba to jednak powiedzieć wprost. Takie męskie zachowanie to nie komplementowanie. To molestowanie.
Nie chcę chodzić na siłownię w strachu. Nie mam ochoty też tłumaczyć temu człowiekowi, że przekracza moje granice. Chyba po prostu najlepiej będzie, jak zmienię siłownię. Będę dojeżdżać dalej, ale przynajmniej bez obaw, że tamten znów mnie spróbuje dotknąć.
Asia