Wciąż nie mogę wyjść z szoku po tym, co mnie spotkało w listopadzie. Jakiś czas temu dostałam zaproszenie na wesele mojej kuzynki. Jako że jestem singielką, pomyślałam, że miło byłoby zabrać ze sobą kogoś, z kim dobrze się dogaduję. Wybór padł na mojego kolegę, którego znam od kilku lat. Jest sympatyczny i zawsze można na niego liczyć, więc wydawało mi się, że to najlepszy pomysł.
Przed weselem wszystko zapowiadało się idealnie. Rozmawialiśmy o tym, jak spędzimy ten wieczór, planowaliśmy wspólne tańce i żartowaliśmy, że weźmiemy udział we wszystkich żenujących zabawach weselnych. Byłam pewna, że w jego towarzystwie będę się dobrze bawić.
Zobacz także: Mąż stosuje wobec mnie przemoc ekonomiczną
Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Już na samym początku zauważyłam, że mój „partner” zaczął flirtować z inną dziewczyną na sali. Z początku myślałam, że to tylko niewinne żarty, ale z każdą godziną jego zachowanie stawało się coraz bardziej olewcze względem mnie. Ostatecznie, zamiast spędzać czas ze mną, praktycznie całą noc spędził przy stole i na parkiecie z tamtą dziewczyną. Tańczył z nią, rozmawiał i wyglądało to tak, jakby zupełnie zapomniał, że to ja go zaprosiłam.
Czułam się koszmarnie. Było mi wstyd przed rodziną i znajomymi, bo wszyscy wiedzieli, że to ja go przyprowadziłam. Nie chciałam robić scen, więc po prostu starałam się ignorować całą sytuację, ale w środku aż się gotowałam.
Po weselu kolega nawet nie próbował poruszyć tematu swojego zachowania. Zapytał tylko, czy dobrze się bawiłam. Byłam tak zła i rozczarowana, że nawet nie chciałam odpowiadać. To była najgorsza impreza w moim życiu.
Nie bronię mu poznawać innych ludzi, ale mógł podzielić swój czas między nas obie. Ostatecznie znalazł się tam dzięki mnie. Finał opowieści jest taki, że od wesela nie mamy ze sobą kontaktu. Faceci są straszni.
Ewa