Nie mam odwagi podzielić się moim problemem z nikim spośród bliskich. Od kilku lat moje małżeństwo istnieje tylko na pokaz. Przed naszymi dziećmi udajemy z mężem idealną parę, ale za zamkniętymi drzwiami czuję się jak współlokator, a nie żona.
Z mężem byliśmy kiedyś bardzo szczęśliwi, jednak z biegiem lat, między obowiązkami, dziećmi i codziennym życiem, zgubiliśmy gdzieś siebie nawzajem. Teraz rozmowy sprowadzają się głównie do organizacji dnia, rachunków i dzieci właśnie. Czasem mijają dni, kiedy nie mówimy do siebie nic poza zdawkowymi „zapłaciłeś czynsz?” albo „kupiłaś mleko?”. Nasze życie intymne już nie istnieje. Nie zdziwię się, jeśli mąż prowadzi takie poza naszym domem.
Zobacz także: Sąsiad ciągle zagląda mi w okna
Nie wiem, kiedy dokładnie nasze małżeństwo się wypaliło, ale wiem, dlaczego wciąż to ciągnę. Robię to dla naszych dzieci. Chcę, żeby miały „pełny” dom. Nie chcę, żeby widziały kłótnie czy czuły napięcie. Udaję, że wszystko jest w porządku, choć w środku czuję się bardzo nieszczęśliwa.
Zastanawiam się, jak długo jeszcze będę w stanie udawać. Próbowałam zawalczyć o nasze małżeństwo, ale odbijam się od ściany. Chyba już nie ma co ratować. Czuję, że oboje jesteśmy zbyt zmęczeni sobą.
Nie szukam gotowych odpowiedzi, ale może ktoś z was przechodził przez coś podobnego i chciałby podzielić się swoją historią.
Ewa