Ostatni rok mocno dał mi w kość. Zmarła moja kuzynka, z którą miałam bardzo bliską relację. Była dla mnie jak siostra. Parę miesięcy później rozstałam się z narzeczonym. Te dwa przeżycia zniszczyłyby mnie psychicznie, gdybym nie odbyła wcześniej terapii. Dwa lata temu poszłam do psychologa z powodu mobbingu w mojej pracy. Przy tej okazji przerobiłam też różne inne kwestie związane z moim życiem, więc kiedy zmarła kuzynka, a potem odszedł Kuba, wiedziałam, że muszę sobie pozwolić na wszystkie złe emocje i zadbać o siebie. Powoli wychodzę na prostą, choć bywają jeszcze momenty, kiedy zupełnie rozpadam się na kawałki.
Zobacz także: On chciałby mieć dzieci. Ja uważam, że już dla mnie za późno
Nigdy nie obarczałam nikogo z przyjaciół moimi problemami. Mówię im wszystko, nic nie zatajam, ale nie oczekuję też, że poskładają moje życie do kupy za mnie. Ja sama muszę to zrobić, oczywiście z ich wsparciem. Jedna z moich przyjaciółek wychodzi jednak z zupełnie innego założenia.
Ona wie, przez co ostatnio przechodziłam, a mimo to omawia ze mną wszystkie swoje problemy. W większości są błahe. Wkurzają ją na przykład teściowie, którzy nie chcą brać na weekendy jej dziecka. Wkurza ją jeden facet w pracy, bo nie wykonuje jej poleceń. Wkurza ją mąż, który ostatnio wydał za dużo kasy na jakąś głupotę. Chętnie wysłucham tego wszystkiego, ale ona oczekuje moich porad w każdej z tych kwestii. Muszę główkować i wymyślać, co powinna powiedzieć teściom, pracownikowi i mężowi. Czasem mam wrażenie, że przyjaciółka myli mnie z psychologiem. Czuję się przytłoczona i zła, jak oczekuje ode mnie konkretnych złotych rad na wszystko, a potem mam wyrzuty sumienia, że to ja jestem złą przyjaciółką dla niej.
Byłyście kiedyś w przyjacielskiej relacji, która przytłaczała was psychicznie? Nie wiem, czy reaguję przesadnie, bo za dużo miałam ostatnio własnych zmartwień, czy faktycznie to przyjaciółka za bardzo mnie osacza.
Marta