W lipcu musiałam uśpić mojego ukochanego psa. Chorował na nowotwór, miał przerzuty. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, po której nie umiem się otrząsnąć. Tęsknię za jego obecnością, zabawą z nim, bezwarunkową miłością. Czuję się jednak kompletnie niezrozumiana przez otoczenie.
Owszem, w ciągu paru dni po stracie usłyszałam wyrazy współczucia. Przyjaciele i rodzina początkowo zaoferowali wsparcie. Smutek mi jednak nie mija, więc coraz częściej słyszę, że powinnam się otrząsnąć i jak mi źle to w schronisku czekają na mnie potrzebujące psy. Jak dla mnie to kompletne niezrozumienie problemu. Nadal cierpię po utracie ukochanego psa, więc powinnam stłumić ten smutek i tak po prostu przygarnąć kolejnego pieska?
Zobacz także: Mąż jest zły, bo nie chcę, żeby był przy porodzie
Chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że żałoba po stracie zwierzęcia jest prawdziwym i trudnym procesem, który wymaga czasu. Nie da się tak po prostu wypełnić luki, a przynajmniej nie tak szybko. Kiedyś na pewno przygarnę kolejnego czworonoga, ale chcę mieć prawo do żałoby.
Mam nadzieję, że moja wiadomość przyczyni się do większej świadomości i zrozumienia tego tematu.
Ewa